„Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”
,,Posłuchajcie
opowiadania o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach oraz o
niezapomnianych czasach bohaterstwa i grozy. Posłuchajcie opowiadania o
ludziach, którzy w tych niesamowitych latach potrafili żyć pełnią życia,
których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echem po
kraju, którzy w życie wcielić potrafili dwa wspaniałe ideały:
BRATERSTWO
I SŁUŻBĘ”
,,Kamienie
na szaniec” Aleksandra Kamińskiego to książka opowiadająca o losach chłopców
skupionych wokół drużyny harcerskiej nazwanej od częstych wypraw leśnych
drużyną ,,Buków”. „Alek”, „Rudy” i „Zośka” to wspaniali młodzi ludzie, którzy
mieli szczęście wyrastać we wspaniałych domach. W domach tych panowała
harmonia, domy te były ostoją i otuchą, dodawały odwagi, zapewniały spokój.
Chłopcy
uczęszczali do Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Batorego w Warszawie.
Była to bardzo dobra szkoła, zespół nauczycieli w niej pracujących potrafił
zachęcić i wdrożyć młodzież do samokształcenia.
Jest
rok 1939. Klasa Alka, Rudego i Zośki zdała maturę. Młodzi ludzie myślą teraz o
przyszłości i zgodnie twierdzą, że nie wolno im „ spatałaszyć szans”, które
dostali do rąk. Chcą dalej usilnie pracować nad kształtowaniem swych
charakterów, chcą czynnie uczestniczyć w życiu ojczyzny, jednak marzenia o
pięknej, jasnej przyszłości będą musiały już wkrótce zderzyć się z brutalną
rzeczywistością.
Wrzesień
1939 r. był jednym z najstraszniejszych polskich miesięcy. Naród, karmiony
kłamliwymi informacjami o potędze i o zwycięstwach, zupełnie nie był
przygotowany do klęski, która go dotknęła i która wydawała się jakimś
koszmarnym snem, sen zaś ten stał się udziałem także naszych młodych
maturzystów, wkrótce już młodych bohaterów, którzy dla ratowania umęczonej
ojczyzny oddadzą życie.
Początkowo
traktują oni wojnę jak zabawę, podczas której można się sprawdzić, dzięki
której można mocniej żyć. Wkrótce jednak ich działania nabierają nowej jakości
– angażują się w pracę konspiracyjną, zajmują się kolportażem prasy, gazowaniem
lokali niemieckich i sal kinowych, zrywaniem flag niemieckich, likwidacją
oprawców hitlerowskich, porządkowaniem mogił, manifestowaniem rocznic
narodowych.
Najsłynniejszym
jednak spośród indywidualnych wyczynów znanych na cały kraj i świat była sprawa
tablicy na pomniku Kopernika. Niemcy zasłonili tę część podstawy pomnika
Kopernika, na której widniał napis: „Mikołajowi Kopernikowi – Rodacy”. Alek
postanowił uczcić dzień urodzin sławnego astronoma (19.II) i usunąć niemiecką
płytę, zakrywającą polski napis. I uczynił to, choć pomnik stał na wprost
Komendy Głównej granatowej policji a w dodatku u styku ruchliwych ulic
warszawskich, gdzie zawsze było dużo przechodniów i sporo Niemców.
Praca
w konspiracji wyrobiła w Alku, Rudym i Zośce cechy takie jak: pomysłowość,
inicjatywa, dobra organizacja, spokój, opanowanie, pogoda ducha, odwaga, silna
wola, rozsądek, cierpliwość, umiłowanie ojczyzny, koleżeństwo, pogardę dla
słabości, dotrzymywanie przyjaźni. Czym zaś jest przyjaźń udowodnili, gdy
jeden z nich wpadł w ręce gestapowców.
23
marca Rudy został zabrany przez Niemców na Pawiak. Gestapo było przekonane, że
jest on jedną z głównych sprężyn dywersji. Postanowiono jak najszybciej
wydusić z niego adresy magazynów materiałów wybuchowych oraz adresy wszystkich
znanych mu kolegów i przełożonych. Zaczęło się bicie, które trwało bez ustanku:
„Rudego bito w trzech postawach: na stojąco – pięścią po twarzy i głowie,
leżącego na stołku – kijem i pejczem, oraz na podłodze, gdy mdlał – butami po
brzuchu i między nogi. Miażdżono mu również podkowami butów dłonie na kamiennej
posadzce, gdy leżał wyczerpany bez sił. Bicie kijem ustało dopiero wtedy, gdy
kij złamali mu na głowie”. Potem przeniesiono Rudego na Szucha. Tam „badano”
go nadal. Ulgą w torturach były jedynie omdlenia, dlatego Rudy nadstawiał
umyślnie głowę na razy, by stracić przytomność i nie czuć męki. Gdy nie był już
w stanie stać o własnych siłach katowano go na noszach. Ponieważ Rudy nie
wydał nikogo ze swych przyjaciół, Niemcy postanowili bić go aż do śmierci.
Zośka
i Alek nie mogli pozostać bezczynni. Postanowili odbić z rąk oprawców przyjaciela.
Karetka przewożąca więźniów z Szucha na Pawiak miała przejeżdżać Bielańską. Tam
też w rejonie skrzyżowania Bielańskiej i Długiej zebrały się trzy oddziałki Polskich
Sił Zbrojnych. Wkrótce nadjechała więzienna karetka a w niej Rudy. Rozpoczęła
się bitwa, jeden z najsławniejszych wyczynów Polski Podziemnej, na który
patrzyły ,,prastare mury władysławowskiego Arsenału, świadka insurekcji
kościuszkowskiej i rebelii listopadowej 1830”. Ten wielki wyczyn Polski
Podziemnej udowodnił, że przyjaźń i solidarność w nieszczęściu mają wielką siłę
i moc.
Gdy
po zakończonej walce chłopcy otwierają więźniarkę, dostrzegają zielono – żółtą
twarz kolegi, jego zapadnięte policzki, olbrzymi siniec pod okiem, sine uszy i
nieruchome, wielkie oczy. Uśmiechają się do niego, a on uśmiecha się do nich.
Akcja
odbicia Rudego zakończyła się sukcesem. Gdy sekcje oddziału przeprowadzającego
odbicie oddalały się od miejsca akcji, sekcja na której czele stał Alek,
natknęła się na Niemców. Alek został ciężko ranny w brzuch. Pomimo natychmiastowej
operacji stan jego zdrowia pogarszał się. Chłopiec jednak nie myślał o sobie.
Był szczęśliwy, że uratował życie przyjacielowi. W pewnej chwili poprosił
kogoś z bliskich o portmonetkę. Z jednej z jej przegródek wyjął malutką karteczkę.
Była na niej napisana ręką ukochanej Alka, Basi modlitwa, która zawsze bardzo
wzruszała chłopca.
,,Kto
się w opiekę odda Panu swemu, a całym sercem szczerze ufa Jemu, śmiele rzec
może: mam obrońcę Boga, nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga...”
Alek
był całkowicie gotów na przyjęcie śmierci. Myślał o niej często, zżył się z
nią, prawie zaprzyjaźnił. Stopniowo tracił przytomność. Chłopiec: „Rozumiał
już, że gra jego życia dobiega końca. Rozumiał i nie przestawał się uśmiechać.
Cóż to za cudna była gra”. Przyjaciele Alka patrzyli na jego śmierć a fakt, że
nie mogą mu pomóc w cierpieniu, budził w nich żal i rozpacz.
W
innej części stolicy umierał Rudy. Jego stan był straszny. Całe ciało było
spuchnięte. Nie było widać sińców. Wszystko rozbite równomiernie. Cierpiał
bardzo, czekał na śmierć i czuł, że zbliża się szybko. Nie wspomniał jednak o
niej ani słowem.
Gdy
w chwili ulgi któryś z przyjaciół zaczął deklamować wiersz o tym, jak to będzie
za dziesięć lat, Rudy przerwał mu i poprosił, aby zarecytował wiersz Juliusza
Słowackiego „Testament”. Trzymając w dłoni rękę Zośki, powtórzył zsiniałymi
wargami najpiękniejszą ze zwrotek:
.......................................................................
A
kiedy trzeba na śmierć idą po kolei,
Jak
kamienie przez Boga rzucane na szaniec...”
Obaj
– Rudy i Alek umarli tego samego dnia.
Po
śmierci przyjaciół Zośka załamał się zupełnie. Jedynie na zbiórkach, w gronie
towarzyszy broni odzyskiwał na jakiś czas zainteresowanie bieżącymi sprawami i
czuł się nieco lepiej. Ponieważ w akcji pod Arsenałem wykazał się niezwykłymi
zdolnościami przywódczymi, powierzono mu akcję odbicia więźniów, transportowanych
pociągiem. Akcja zakończyła się sukcesem i pokazała, że w wojsku podziemnym
dojrzewał wysokiej klasy oficer, który nie miał jeszcze wówczas nominacji
oficerskiej. Zawsze spokojny, pogodny, dla wszystkich wyrozumiały, dla siebie
wymagający.
Wkrótce Zośka otrzymał
następne zadanie. Wraz ze swym oddziałem miał zdobyć posterunek żandarmerii w
Sieczychach. Było to jedno z najpiękniejszych zwycięstw Zośki. Tylko jeden
człowiek z całego polskiego oddziału przelał w tej bitwie krew. Tym człowiekiem
był właśnie Zośka. Gdy umierał, widział Alka i Rudego i myślał: „ Nareszcie
znów razem, w walce”.
„Kamienie na szaniec” to opowieść oparta we wszystkich szczegółach na
faktach. To opowieść poświęcona bohaterskiej i tragicznej walce harcerzy
Szarych Szeregów z okupantem to wreszcie dokument ukazujący ludzi, którzy
umieli pięknie żyć i jeszcze piękniej umierać.
Wiesława Szubarga