WIADOMOŚCI PARAFIALNE

sierpień 2004 r.


BOGU DZIĘKI – czyli pożegnanie bez pożegnania

Zakończona parafialna pielgrzymka piesza do Matki Bożej Pocieszenia w Górce Duchownej, jest znakiem, że kończą się tegoroczne wakacje. Niebawem szkolny dzwonek obwieści początek czasu nowego. Dla kreślącego te słowa tegoroczny pierwszy dzwonek obwieści także początek nowej pracy, w charakterze wychowawcy w poznańskim seminarium.

Przed dwoma miesiącami, 21 czerwca, ksiądz arcybiskup Stanisław Gądecki wręczył mi nominację na Prefekta Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu z dniem 1 września 2004 roku. Czas więc podjąć próbę podsumowania ponad siedmioletniej pracy w mosińskiej parafii, która zaczęła się 19 lipca 1997. Gdy zjawiłem się wówczas w Mosinie, nic nie zwiastowało, że w moim życiorysie Mosina znajdzie trwałe miejsce, skierowany zostałem tu bowiem jedynie na miesięczne zastępstwo wakacyjne, przed podjęciem studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przyszedłszy do Was, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem (1Kor 2, 1.3). Po miesięcznej pracy w parafii, ksiądz Proboszcz zaproponował trwałą współpracę w czasie studiów i tak to się zaczęło... Przez siedem lat wszystkie dni wolne, święta, ferie, wakacje, a czasem i weekendy spędzałem w parafii, w miarę możności angażując się w duszpasterskie życie. Doświadczyłem tu wielu przyjaźni i ludzkiej dobroci, choć czasem było mi trudno. Czasem było i innym ze mną trudno, za co przepraszam i proszę o wybaczenie.

mosiński Kościół, budowany przez ludzi pod przewodnictwem księdza proboszcza Edwarda Majki i to właśnie z tą miłością powodowany zaczynałem każde bez mała kazanie od KOCHANI MOI! Tych kazań było wiele, na pogrzebach, ślubach, chrztach, odpustach, nabożeństwach, poświęceniach, prymicjach. Czasem może mówiłem zbyt trudno, ponad głowami, ale zawsze z przekonaniem, nawet gdy podnosiłem głos, by z mocą napominać. Upominanie zaś nasze nie pochodziło z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosiliśmy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca. Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie - jak wiecie - ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy. Wiecie: tak każdego z was zachęcaliśmy i zaklinaliśmy, jak ojciec swe dzieci, abyście postępowali w sposób godny Boga, który was wzywa do swego królestwa i chwały. Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże, usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale - jak jest naprawdę - jako słowo Boga, który działa w was wierzących (1 Tes 2,3n).

Lata współduszpasterzowania w Mosinie pozwoliły mi doświadczyć mocy i miłosierdzia Boga zwłaszcza poprzez tych, którym stałem się duchowym przewodnikiem i ojcem – czy Wujkiem – jak mówią. Pierwszymi, za których odpowiedzialność w parafii przejąłem byli harcerki i harcerze. Gdy zaś liczba wikariuszy w parafii spadła do jednego, przejąłem odpowiedzialność za starszych ministrantów, z czasem za szafarzy, a potem i ministrantów młodszych. Praca z Liturgiczną Służbą Ołtarza stała się moją pasją, której poświęcałem czas, siły, czasem godziny snu. Sam będąc ministrantem od szóstego roku życia (w Mosinie obchodziłem 25-lecie służby przy ołtarzu) cieszyłem się, gdy grono naszej parafialnej LSO się powiększało. Zbiórki, spotkania, nabożeństwa, celebracje, wyjazdy, wycieczki, pielgrzymki wypełniały mój czas spędzany w parafii. Nawet, gdy w lubelskim zaciszu siadałem do biurka, by zgłębiać tajniki filozofii, w przerwach snułem plany spotkań z ministrantami, lektorami, szafarzami. Bogu za to wielce dziękuję i za wiarę młodych, która często mnie budowała.

Piszę ten artykuł do „Wiadomości”, przede wszystkim by podziękować. DZIĘKUJĘ BOGU i WSZYSTKIM, Z KTÓRYMI MOGŁEM PRACOWAĆ I BOGA IM PRZYBLIŻAĆ. Od 1 września rozpoczyna się w moim życiu nowy etap, który jest dla mnie wyzwaniem i niewiadomą. Po siedmiu latach wracam do poznańskiego seminarium w roli przełożonego. Pracy tej będę się musiał dopiero nauczyć. Liczę na Wasze modlitewne wsparcie. Odchodzę z nadzieją, że przyjaźń, jakiej doświadczyłem w czasie pracy w Mosinie ze strony Księdza Proboszcza, Kapłanów i Parafian przetrwa, tym bardziej, że w mosińskim kościele będę się pojawiał nadal, wspomagając duszpasterzy, na ile mi na to nowe obowiązki pozwolą. W pewnym sensie więc pozostanę, dlatego się nie żegnam. A pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przez mnie, przez moją ponowną obecność u was. Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja - czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka - mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię (Flp 1,25-28).

Ks. Krzysztof Różański




Miłość oblubieńcza (odc. 2)

Rozmiar: 3028 bajtów

2. Łaskawa jest. Miłość łaskawa to obdarowywanie. W małżeństwie jest to wzajemne obdarowywanie sobą, aż do całkowitego oddania siebie, które jest najwyższym stopniem miłości. Św. Jan od krzyża podaje różne stopnie miłości: rozpoczyna się od miłowania siebie (przeżywanie wszystkiego pod swoim kątem), jest to miłość pożądliwości. Wyższy stopień tej miłości to miłość upodobania. Człowiek na tym etapie zaczyna kochać drugiego obok siebie ze względu na pewne dobra i piękno, które ten drugi posiada. Na kolejnym stopniu, ta druga osoba nabiera w oczach miłującego wielkiej wartości. Owocem jest oddanie się tej osobie(miłość oddania). Jednocześnie wie, że on z tego coś ma, coś zdobywa. Posiada radość, że osoba umiłowana go chce. Najwyższy stopień miłości to miłość przyjaźni. Jest to oddanie siebie bez reszty do dyspozycji umiłowanego nic za to nie oczekując (D. Wider, «Do pełni miłości»).

W Słowniku Teologii Biblijnej możemy przeczytać, że łaska to dobroć, wierność i miłosierdzie. Stąd rozpatrując łaskawość należy przeanalizować trzy cechy, trzy sposoby obdarowywania.

Dobroć objawia się w trosce o współmałżonka o jego potrzeby, uprzedzaniu w służbie. Być dobrym wobec kochanej osoby nie przychodzi nam trudno. Osoby zakochane zapominają o własnym egoizmie. Trzeba tylko pamiętać, by tę dobroć pielęgnować we wspólnym życiu codziennym małżonków, inaczej zniszczy ją egoizm. W liście do Galatów czytamy „Człowiek przemieniony dzięki łasce jest w stanie czynić dobro” (Gal. 6,9). Bóg obdarzył małżonków Łaską w sakramencie małżeństwa, otrzymaliśmy więc zadatek dobra, reszta zależy od naszej wolnej woli.

Wierność - nie trzeba tłumaczyć co ona oznacza w życiu małżeńskim. Powinniśmy codziennie prosić Boga o łaskę (dar) wierności. Bóg jest wzorem wierności. Chrystus wiernie wykonał swoje powołanie aż do końca. Psalmista opiewa wierność Boga mówiąc: „wierność Jego trwa na wieki” (Ps. 117,2). Wierność w szerszym znaczeniu oznacza także to wszystko, co służy rozwojowi miłości małżeńskiej i życia rodzinnego. W tym rozumieniu niewiernością jest nieuszanowanie ludzkich potrzeb współmałżonka.

Miłosierdzie – pełna czułości miłość albo współczucie i wierność – tak o miłosierdziu można przeczytać w Słowniku Teologii Biblijnej. Miłosierdzie to wrażliwość na nędzę ludzką, to miłość ogarniająca wszystko, co składa się na człowieczeństwo. Jezus wielkie miłosierdzie Boga wobec ludzi wyraża zdaniem „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwołał rok łaski od Pana” (Łk. 4, 18). Zaś Jan Paweł II pisze: „W mowach proroków miłosierdzie oznacza szczególną potęgę miłości, która jest większa niż grzech i niewierność ludu wybranego” (DiM 4). W małżeństwie może wyrażać się ono poprzez chętne darowanie win, przebaczenie, wyprzedzanie potrzeb. Musimy zawsze pamiętać, że Bóg pierwszy ma litość nad nami i mamy być miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec Niebieski (Łk. 6,36), gdyż jest to klucz do Królestwa Niebieskiego.

cdn.
Ewa Szydłowska




DO JEROZOLIMY I Z POWROTEM..... (z liturgicznego kalendarza...)

Znów nadszedł wrzesień. Opustoszały plaże, ucichły bielejące wśród zieleni i szarości szlaki w górach. 1 września – to data ważna dla większości z nas, nawet jeśli nie jesteśmy dziećmi w wieku szkolnym. Bo uczniami w szkole życia jesteśmy nieustanŹnie...Wrzesień to jak początek roku pełen nowych postanowień, znów początek drogi, naznaczony już trwale czerwoną rysą powstałą 65 lat temu -wybuchem wojny... Ot, bolesne, przerażające wspomnienie...A oto inne, jeszcze innego początku: drogi Jezusa Mesjasza z Galilei do Jerozolimy.

Ewangelia św. Marka nazywana jest księgą o naśladowaniu Chrystusa. Egzegeci badający święte pisma wyróżnili w niej bowiem trzy podstawowe części: działalność Jezusa w Galilei, poza Galileą i w drodze do Jerozolimy wraz z wydarzeniami w owym mieście. Jaki to ma związek z nami dzisiaj?

W naszej drodze ku nowym zadaniom idźmy z Jezusem. Być blisko Jezusa to iść z Nim do Jerozolimy, zaprzeć się samego siebie i z Nim nieść swój własny krzyż (M;8,34), być sługą, pić Jego kielich i przyjąć Jego chrzest (M;10,38). Kielich trosk ale i zbawienia, zwycięstwa...Chrzest św. włączający do wspólnoty z Bogiem, prowadzi ku zmartwychwstaniu...Wyrazem wspólnoty z Bogiem jest też myśl kontemplacyjna: “gdy Prawda schodzi do człowieka z wysokości, gdy myśl poznająca dokonuje się w człowieku tam, gdzie jego droga prowadząca wzwyż przecina się z drogą Prawdy, wiodącą w dół...”. Mówimy też o nawróceniu do nowości i zamysłu Boga, widzeniu siebie oczami Boga, osądzaniu się wg Jego kryteriów, czyli myśleniu na sposób Boży. “Nie tak (..) człowiek nie widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widzą oczy, Pan natomiast patrzy na serce”(1Sm;16.7). Apostołowie otrzymawszy w Wieczerniku od Aniołów polecenie, aby wrócić do Galilei, spotkali po drodze Zmartwychwstałego (Emaus). Droga z Galilei do Jerozolimy i z powrotem zostaje ukazana w innym świetle; zmartwychwstania, czyli pokonania śmierci, zła, grzechu...Nadaje nowy sens i naszej drodze życiowej. Cóż znaczy bowiem “zaprzeć się samego siebie”? Zaprzeć się samego siebie to pokonać swoje słabości i uzależnienia; od bogactwa, przedmiotów, miejsc, i.. np. także od złych ocen w szkole. (!) O tym mówi tekst przypadającej na dzień pierwszy września Ewangelii (Łk4: 38-44) o młodzieńcu pytającym co robić, aby być dobrym. Zaprzeć się samego siebie...bo nie ma takiego zła, którego człowiek nie mógłby pokonać...mocą Bożą!

Odpędzajmy złe anioły modlitwą do Archanioła Michała, Rafała, Gabriela (29.X) wzorem świętych, których wspominamy we wrześniu: Grzegorza Wielkiego, Hieronima, Jana Chryzostoma, Stanisława Kostki, Ojca Pio i Maryi, obchodzącej w tym miesiącu imieniny (12X) i urodziny (8X) oraz wspomnienie boleści (15.X).

Jolanta Kapelska OCDS




„Pod słońcem września nie będę szczęśliwy”

Wrzesień to schyłek lata i jednocześnie początek jesieni. Niezwykła pora roku ofiarowująca nam paletę prześlicznych barw. Dla tych jednak, którzy pamiętają wrzesień 1939 roku cudowne barwy nie istnieją, jeżeli już pojawiają się jakieś kolory, to są to: czerwień przelanej krwi i czerń rozciągjących się wokół zgliszcz.

1 września 1939 roku nad Polską przeszła burza dziejowa, która odebrała ludziom marzenia, nadzieję i wiarę w człowieczeństwo. To co stało się wówczas, to co wstrząsnęło całym narodem, a jednocześnie mocno ten naród zespoliło, przeczuł już wcześniej poeta Władysław Broniewski. Wzywał on w swym proroczym wierszu Bagnet na broń na&ród polski do czujności: „Kiedy przyjdą podpalić dom” a więc stanie się to na pewno, wtedy:

„ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi”

1 września 1939 roku dzieci nie zasiadły po beztroskich wakacjach w ławkach szkolnych, zamiast tego z niepokojem ptrzyły na płaczące matki, które wiedziały, że nadszedł czas poświęceń dla ojczyzny, że synowie, ojcowie i bracia będą składać ofiarę ze swego życia i to już nie po raz pierwszy, dla ocalenia wiary przodków, wolności ojczyzny, wyznawanych ideałów.

Sytuację Polaków we wrześniu 1939 roku określił trafnie Broniewski w wierszu napisanym na obczyźnie w latach wojny, stwierdzając ze smutkiem:

Wrócę do Polski, i znów bedą wrześnie,
bedą spadały z drzew grusze i śliwy,
w niebo popatrzę i będzie boleśnie:
pod słońcem września nie będę szczęśliwy.
To słońce stało ponad horyzontem,
błogosławiące wrogim samolotom,
to słońce biło nas żelaznym frontem
dział hukiem, czołgów złowrogim łoskotem.
A czołgi w bagnach wyschniętych nie grzęzły,
szły armie, szybsze niźli polski piechur,
bomby waliły w kolejowe węzły,
płonęły miasta, rzucane w pośpiechu,
szli Niemcy…
Któż to niegdyś wstrzymał słońce?
Czemu nie zgasło nad warszawską bitwą?
Ono świeciło - okrutne, palące-
w oczy żołnierza, który trwał i wytrwał.

Druga wojna światowa rozpoczęła się ostrzałem Westerplatte z pokładu okrętu „Schleswig – Holstein”. Polscy żołnierze mieli się bronić 24 godziny, bronili się żaś bohatersko 7 dni. Ildefons Gałczyński składając hołd obrońcom Westerplatte w swej Pieśni o żołnierzach Westerplatte, przepowiadział jednocześnie, że w przyszłości zabici obrońcy Westerplatte jeszcze raz wrócą z nieba na ziemię i staną do walki.

Pierwsze dni wojny przyniosły przygnębienie spowodowane rozbiciem polskij artylerii. W wierszu Żołnierz polski wspomniany już kilkakrotnie Władysław Broniewski przywołuje obraz polskiego żołnierza, który idzie ze spuszczoną głową „z niemieckiej niewoli”. Nie ma przy sobie broni, nie ma orzełka na czapce. Na nic nie zdała się romantyczna brawura polskiego żołnierza, który szedł z bagnetem na niemieckie czołgi. Wokół spalone domy, ludzie opłakujący śmierć bliskich, a nad bezdomnym żołnierzem polskim pochyla się litościwie jedynie brzoza płaczka.

Ta brzoza wie, że płacze nad pokoleniem ludzi szczególnie doświadczonych przez historię. Pokolenie to zwie się pokoleniem Klumbów. Wizerunkiem tego pokolenia może zostać uznany wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Pokolenie II, ukazuje on bowiem tragedię generacji ludzi urodzonych w latach dwudziestych i zmuszonych do zabijania. Jest to pokolenie, któremu wojna odebrała marzenia, radość życia, czyniąc je pokoleniem przegranym, bez przyszłości.

Ten obraz pokoleniowego dramatu dopełnia inny wiersz poety Ten czas . W tym pełnym grozy utworze pojawia się szereg motywów zaczerpnietych z apokaliptycznych wyobrażeń Sądu Ostatecznego. Dominują przerażająco ciemne barwy, a w boleśnie odczuwanej ciszy słychać tylko odgłosy głów dudniących po ziemi i trzask łamanych czaszek.

Mijały lata wojny i okupacji, mijały kolejne wrześnie, grozą napawała obozowa rzeczywistość, o której w wierszu Warkoczyk pisał Tadeusz Różewcz. Wiersz został napisany już po wojnie i zaczyna się od relacji kogoś, kto oprowadza zwiedzajacych po muzeum w Oświęcimiu:

„Kiedy już wszystkie kobiety
z transportu ogolono
czterech robotników miotłami
zrobionymi z lipy zamiatało
i gromadziło włosy.”

Suche włosy, którymi nie bawi się wiatr, których nie prześwietla światło, kłębią się w skrzyniach. Wśród nich znajduje się.... szary warkoczyk z wstążeczką. Za ten warkoczyk nie pociągnie już w szkole żaden niegrzeczny chłopiec

Nie dość jeszczu umęczony naród ze zgrozą odebrał wiadomość, że w planach Hitlera i Stalina Warszawa to miasto skazane na zagładę. Ale to dumne miasto postanowiło być wolne. 1 sierpnia 1944 roku do walki o stolicę stanęli żołnierze Armii Krajowej, do nich dołączyły jednostki innych formacji oraz ludność cywilna. Powstańcy mieli amunicji na 2 – 3 dni, walczyli zaś dni 63 i to z wrogiem, który w przeciwieństwie do nich samych wyposażony był w najnowocześniejsze środki walki. Potem nastąpiła kapitulacja. Stało się to 2 października 1944 roku. Straty powstańców wyniosły: ok. 18 tys. zabitych i ok. 25 tys. rannych; poległo bądź zostało wymordowanych około 150 tys. ludności cywilnej. Do niewoli dostało się ok. 17 tys. żołnierzy i oficerów. W powstaniu zginęli m.in. Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy.

W październiku 1944 r. na rozkaz Hitlera rozpoczęto totalne burzenie Warszawy. Grabiono, podpalano i systematycznie niszczono budynki, co doprowadziło z końcem 1944 r. do przekształcenia stolicy w prawdziwą pustynię. Cały naród ze zgrozą patrzył na konającą w bólu stolicę, na serce, które bije coraz słabiej.

Wojna jednak musiała się skończyć. I stało się to, co przepowiedział i obiecał temu umęconemu przez wieki narodowi nasz wielki wieszcz: „Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.” Stał się cud. Panna Święta co Jasnej broni Częstochowy i w Ostrej świeci Bramie utuliła w swych ramionach rozpłakane dzieci, pocieszyła matki, wróciła wiarę ojcom.

Ojczyznę odzyskali żywi oraz ci, którzy polegli we wszystkich bitwach na przestrzeni dziejów.

Wiesława Szubarga




GALERIA ŚWIĘTYCH NA ODCISKACH PIECZĘCI PARAFIALNYCH. (odc. 20)

Przed nami ostatni miesiąc tegorocznego lata i początek jesieni. Kończy się okres pielgrzymowania do miejsc, w których Chrystus przez wstawiennictwo Matki Bożej szczególnie obdarza wiernych swoimi łaskami. Rozpoczynamy z Błogosławieństwem Bożym czas nauki i pracy. Przypomnijmy miejsca naszych maryjnych spotkań i miejsca modlitwy.

TULCE: Już pojawiły się informacje zapraszające na odpust uroczystości Narodzenia NMP 8 września w Tulcach. Ta duża wieś, położona przy wschodniej granicy Poznania przyciąga wielu pątników przybywających z całej archidiecezji. Na wzniesieniu stoi późnoromański kościół p.w. Narodzenia NMP., wybudowany w XIII w., przebudowany w wiekach późniejszych. W głównym ołtarzu znajduje się rzeźba z ok. 1500 roku przedstawiająca Matkę Bożą z Dzieciątkiem. Obok drewniana dzwonnica z 1860 roku oraz kapliczka przydrożna z XVI w.

ZAKOPANE KRZEPTÓWKI i ZAKOPANE OLCZA: Te dwa Sanktuaria Maryjne znajdują się w granicach administracyjnych miasta Zakopanego. Oba posiadają współcześnie wybudowane piękne świątynie, królujące w krajobrazie Podhala. Strzeliste dachy nawiązują do złożonych podczas modlitwy rąk. Na Krzeptówkach, u Ojców Pallotynów króluje Matka Boska Fatimska. W Olczy, u Księży Misjonarzy gromadzą się czciciele Matki Bożej objawiającej Cudowny Medalik. W czasie wakacji w obu świątyniach gościło Radio Maryja i mogliśmy zobaczyć je w telewizji TRWAM.

ŚWIDWIN: W Województwie Zachodniopomorskim, ok. 50 km od Bałtyku, otoczone jeziorami i lasami położone jest miasto Świdwin. Zwiedzając zabytki przeszłości (zamek, brama miejska), relaksując się w „Parku Wodnym” wstąpmy na chwilę do trzynawowego gotyckiego kościoła z XIV wieku p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Bryła kościoła ukończona przed 1469 rokiem, przetrwała do czasów dzisiejszych. W 1475 r. dodano boczne kaplice, a w 1505 r. kwadratową wieżę, charakterystyczną dla wielu kościołów położonych na Pomorzu.

Janusz Walczak




Między człowiekiem a Bogiem
Przy sercu Matki Bożej Bolesnej

Począwszy od VII wieku obchodzimy 14 września święto Podwyższenia Krzyża Świętego. W liturgii tego święta, św. Andrzej przypomina nam, że „Krzyż jest chwałą i wywyższeniem Chrystusa” oraz „powszechnym znakiem zbawienia dla całego świata”. Za św. Pawłem Apostołem wołamy: „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa”. W dniu następnym wspominamy Najświętszą Maryję Pannę Bolesną. Poranek zaczynamy wezwaniem: „Uwielbiajmy Zbawiciela świata, z którego męką jednoczyła się Matka”. W hymnie każdy jej czciciel wyznaje: „ chcę pod krzyżem stać przy Tobie i z Tobą łączyć się w żałobie i wylewać zdroje łez”. We Mszy św. modlimy się, aby „Kościół uczestniczył razem z Maryją w męce Chrystusa i zasłużył na udział w Jego zmartwychwstaniu”.

We wrześniu 1939 r. i w latach następnych, przyszło nam dzielić ból Pana Jezusa i Jego Matki Niepokalanej, nie tylko rzewnym, miłosnym wspomnieniem. Pierwszą ofiarą tej wojny padła Polska, skazana przez sąsiadów na zagładę. Starsze pokolenie dobrze pamięta bezlitosne bombardowanie miast i wsi polskich, paniczne ucieczki po zatłoczonych drogach, a potem wywózki na Sybir i do obozów koncentracyjnych. Rzezie rodaków na Ukrainie i męka narodu żydowskiego. Kto nie miał wiary, oparcia w Krzyżu Chrystusa, kto się nie modlił, nie tulił do Serca Niepokalanej, łatwo się załamywał w tym ziemskim piekle, rozpętanym przez neopogaństwo hitlerowskie i bezbożnictwo komunistyczne.

W pierwszym wieku, gdy chrześcijaństwo przechodziło wstępne trudności, św. Paweł mimo zgorszenia Żydów i wyśmiewania Greków, głosił śmiało Chrystusa ukrzyżowanego (1Kor. 1,22-25). Śmierć Jezusa Chrystusa uważał za źródło życia i znak miłości. W XX wieku, nazwanym często wiekiem męczenników, naukę Apostoła Narodów przypomina Papież Jan Paweł II. W 1997 r. w Święto Podwyższenia Krzyża, ogłosił encyklikę pod tytułem „Wiara i rozum”. Pisze w niej: „Człowiek nie potrafi pojąć, w jaki sposób śmierć może być źródłem życia i miłości. Bóg jednak wybrał właśnie to, co rozum uznaje za szaleństwo i zgorszenie, aby objawił tajemnicę swego planu zbawienia. Rozum nie może sprawić, że straci sens tajemnica miłości, której symbolem jest krzyż, natomiast krzyż może dać rozumowi ostateczną odpowiedź, której poszukujemy”. Miłość jest siłą, która przeciwdziała nadmiarowi zła. Ludzie XX wieku zgłębili piekielne przepaści serca ludzkiego ryzykując, że stracą nadzieję, ale też mogli odkryć, że miłość jest silniejsza niż śmierć. Był on wiekiem Odkupiciela. Noc Getsemani i ciemności Krzyża są jedynym i niepojętym światłem, które oświeca nasz czas, światłem zwycięskiej wiary, która pozwala nam rozpoznać zmartwychwstałego Pana i pójść w Jego ślady. Wiek ten wydał bardzo wielu różnych świętych, którzy wskazują nam drogę. Najbliższy jest przykład św. Maksymiliana, który poszedł wiernie śladem Chrystusa, pouczając słowem i przykładem, nawet w obozie w oświęcimskim, że „tylko miłość jest twórcza”

7 czerwca 1979 r. Ojciec św. Jan Paweł II ukląkł na terenie byłego obozu oświęcimskiego - jak mówił - „na tej Golgocie naszych czasów”, gdzie „narodził się patron naszego trudnego stulecia”. Przed wielkim krzyżem, który dotąd stoi niedaleko bloku śmierci o.Kolbego, Papież odprawił Mszę świętą. Homilię zaczął od słów: „To jest zwycięstwo nasze – wiara nasza” (1J5,4), bo one cisnęły mu się do serca na miejscu, „które było zbudowane na zaprzeczeniu wiary – wiary w Boga i wiary w człowieka”, gdzie jednak „dokonało się szczególne zwycięstwo człowieka przez wiarę. Przez wiarę, która rodzi miłość Boga i bliźnich: jedną miłość i miłość największą, która gotowa jest życie położyć za brata swego”. Takie zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł na tym miejscu człowiek, któremu na imię Maksymilian Maria.

Stanisław Lemke




Moje wspomnienia z pielgrzymki w Medjugorje

Dla mnie Medjugorje to dar nieba. Dokonują się tam wielkie dzieła Boże przez Maryję. Bóg ma upodobanie w sercach małych i pokornych. Wybrał Medjugorje 23 lata temu, niewielką wówczas wioskę, a Maryja przemówiła do 6 osób po chorwacku. Dzisiaj Jej orędzia znane są na całym świecie. Należą do nich: pokój, który jest dobrem najwyższym, wiara, nawrócenie, modlitwa i post. Pielgrzymkę do Medjugorje przeżyłam jak swoiste rekolekcje. Pan Bóg zaskakiwał mnie każdego dnia inaczej. Wszystko co zobaczyłam, czego doświadczyłam wyryło się głęboko w moim sercu i w pamięci. Bóg podarował mi na nowo swoją Matkę, a Ona zaprowadziła mnie w ramiona Jezusa. Najpiękniejszymi spotkaniami dla mnie były adoracje przed Najświętszym Sakramentem. Umacniała się bardzo moja wiara, kiedy patrzyłam jak tłumy ludzi wpatrzone w wielką Monstrancję trwały w skupieniu, rozmodleniu i medytacyjnym rozśpiewaniu. Maryja na nowo włożyła w moje dłonie różaniec i dała mi na niego nowe spojrzenie. Zaprosiła mnie do zgłębiania tajemnic z Jej życia i kontemplowania Jej postaw wobec Boga- Miłości. Dziękuję Jej, że jest dla mnie Pierwszą Uczennicą. Bardzo przeżyłam drogę krzyżową na wzgórze Kriżevac. Towarzyszyły nam głębokie teksty rozważań, przeplatane śpiewami. Ujęły mnie za serce osoby o kulach, kroczące na boso, ofiarujące swój trud w różnych intencjach, osoby mijające nas z różnych stron świata, różnych grup językowych, tulące się do białego krzyża na końcu tej drogi krzyżowej i bardzo szczęśliwe. Często rozmawiałam z ludźmi, którzy byli w Medjugorje kilkakrotnie. Próbowali nowym żarem dać świadectwo swej wierze. Budowały mnie ich intencje postu o chlebie i wodzie w środy i piątki, do czego zresztą zaprasza Maryja. Dziękuję też za każdego spotkanego kapłana, szczególnie z Polski, za ich świadectwo. Wierzę, że Maryja objawia się w tym świętym miejscu. Patrząc na owoce można doświadczyć, że dzieje się tam coś szczególnego i bardzo wielkiego. Na koniec życzyłabym sobie i każdemu kto będzie ten artykuł czytać, aby przesłania Maryi przyjąć sercem i wprowadzić w życie. Są one potwierdzenie Ewangelii- Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (por. Mk 1,15)

S Jadwiga Uczennica Krzyża




„Górecka Pani”

Matka Boża Pocieszenia od dawna była bliska Mosiniakom. Na spotkanie z Nią czekało się cały rok. Aż wreszcie… O godzinie 5.00 msza święta. Po zakończeniu wymarsz z kościoła ze śpiewem. U zbiegu ulic Niezłomnych i Wawrzyniaka błogosławieństwo i pożegnanie z tymi, którzy zostawali w Mosinie. Trasa pielgrzymki to: Czempiń, Kościan, Bojanowo, - w Górce Duchownej około godziny 18.00, 19.00.
Powrót w poniedziałek wieczorem. Wracających pielgrzymów witały rodziny i dzieci z lampionami, i tak ze śpiewem szło się do kościoła. Po dziękczynieniu i błogosławieństwie, rozchodzono się do domów.
Gdy na początku lat 60-tych nie otrzymywano pozwolenia na pieszą pielgrzymkę – nie wszyscy się z tym pogodzili. Tworząc 2-3 osobowe grupki (w sumie ok. 30 osób) szepcząc zdrowaśki, nucąc cicho pieśni, śpieszyliśmy do stóp Góreckiej Pani.
Dzięki Bogu, że obecnie jest inaczej i oby już tak zostało na zawsze.

Stanisława Soter

Od redakcji - z luźno zebranych informacji wiemy ponadto, że:
- prawdopodobnie do Górki Duchownej pielgrzymował św. Stanisław Kostka,
- w Górce nie było epidemii cholery, za co mieszkańcy dziękowali Matce Bożej.
Wdzięczni bylibyśmy wszystkim, którzy chcieliby opisać (lub podyktować) pielgrzymkowe wspomnienia z lat, kiedy w Górce nie było światła elektrycznego i nie zatrzymywał się tam pociąg.




I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut – zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

K. K. Baczyński, Elegia o... chłopcu polskim

Wojenna refleksja

1 września mija kolejna rocznica wybuchu drugiej wojny światowej, mrocznych wydarzeń, które odcisnęły swoje piętno na życiu kilku pokoleń Polaków. Pod presją historii dokonywało się przyspieszone dojrzewanie najmłodszych – pokolenia wojennego. Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, Zdzisław Stroiński czy Wacław Bojarski są przykładami autorów, których twórczość zaledwie się rozpoczynała i została przerwana na samym początku. W 1997 roku Czesław Miłosz oceniając skutki wojny i powstania mówił – „To była chyba największa tragedia w całej historii Polski, [...] był to koniec pewnej Polski i początek innej.”
Bolesław Miciński w swoich esejach napisał, że wojna zniekształca nie tylko dusze najeźdźców, ale również zatruwa nienawiścią serca tych, którzy próbują się wojnie przeciwstawić. Uczucie nienawiści raz rozpętane, wyzwala w człowieku wszystkie uczucia zepchnięte na dno świadomości. Według Micińskiego człowiek wbrew pozorom nie walczy ani o zboże, ani o naftę – właściwym powodem wojen sa żle wytyczone granice moralne.

Joanna Stiller




Sprawy małego Chrześcijanina

ŚPIEWAĆ CHCĘ JAK DOBRY JEST PAN!

Tegoroczne wakacje „Mikołajki” spędziły w niewielkiej, malowniczo położonej wiosce Lubiń, otoczonej lasami i jeziorami, w cieniu klasztoru Benedyktynów. Od 01 do 08 lipca szliśmy szlakiem wydarzeń z życia Matki Jezusa poznając tajemnice z Jej życia. Słuchaliśmy Słowa Bożego, uczestniczyliśmy w licznych pielgrzymkach, konkursach i zabawach.
Każdy dzień przynosił niesamowite niespodzianki i zostawiał niezapomniane wrażenia. Rano biegliśmy by przeczytać plan dnia, co dziś będzie zaskakującego.
Na przykład w dzień Narodzenia Syna Bożego przygotowywaliśmy z chrustu i kwiatów Gwiazdy betlejemskie, w kuźni talentów, z modeliny robiliśmy upominki dla każdego.
Wieczorem przeżywaliśmy – w lipcu- Boże Narodzenie, z kolędami i prezentami!

Wspominając Świętą Rodzinę z Nazaretu mówiliśmy o naszych DOMACH. Ten dzień spędziliśmy w domu klasztornym u benedyktynów. Wraz z Bratem Rafałem piekliśmy w sadzie kiełbaski, wiązaliśmy RODZINNĄ SIEĆ MIŁOŚCI, pisaliśmy PRZEPISY na DOBROĆ I MIŁOŚĆ.

Prawdziwym zaskoczeniem był dzień WESELA W KANIE GALILEJSKIEJ. Zaczęło się od przygotowania transparentu „ICHTIS” dla naszego Pana i Przyjaciela Jezusa. Stroiliśmy salę weselną, a podczas Mszy Świętej, będąc w uplecionych wiankach, otrzymaliśmy różańcowe obrączki. To znak miłości do Pana Boga. Podczas dziękczynienia po Komunii św. tańczyliśmy w kościele klasztornym modlitewny taniec weselny....aż serce drżało z radości i przeżycia. Wracając do naszego Ośrodka śpiewem ogłaszaliśmy mieszkańcom Lubinia jak dumni jesteśmy z przyjaźni z Panem Jezusem: ”Laudate Dominum”!!!
Długo by pisać, galeria zdjęć i wystawa w kościele, niech będzie dopowiedzeniem tego co przeżyliśmy.

„Każdy dzień był bardzo ciekawie zorganizowany, nie sposób było się nudzić. Dużo zwiedzaliśmy. Witaliśmy np. Matkę Bożą Górecką. Modliliśmy się przy odsłonięciu obrazu. To było niesamowite przeżycie... Wakacje te nie tylko były wypełnione śpiewem i modlitwą, ale także konkursami i zabawą. Pogoda dopisywała – było ciepło i słonecznie. Osiem dni minęło tak szybko, a gdy komuś było smutno zaraz został pocieszony. Wróciliśmy weseli, uśmiechnięci i zadowoleni. Przy pożegnaniu została uroniona niejedna łza”.

Asia Piątyszek, Klaudia Karasińska i Klaudia Pawłowska

„...podczas pobytu na wakacjach jeździliśmy także nad jezioro, pływalnie i chodziliśmy na długie spacery. Codziennie uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. To właśnie na tych wakacjach zrozumiałam, że modlić się i rozmawiać z Panem Bogiem można również poprzez wspólne zabawy, taniec („Tak, tak Panie Ty wiesz, że Cię Kocham...) i śpiew. Poznałam bardzo dużo wspaniałych koleżanek. Nigdy nie zapomnę tych wspaniałych dni spędzonych z Panem Bogiem i koleżankami”.

Asia Smogulecka






Pielgrzymka

do Częstochowy




14 lipca po godz. 6.00 wyruszyła 50 osobowa pielgrzymka autokarowa do sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej. Już trzeci raz był to wyjazd 2-dniowy, zorganizowany przez Akcję Katolicką w Mosinie. Program był obszerny: wielogodzinne modlitwy w kaplicy Matki Bożej (Msze święte, Apel Jasnogórski, Jutrznia), skupienie, wyciszenie, intencje, zwiedzanie, kupowanie i radość (kwiatami, owacjami, uśmiechem) z witania tych, co pieszo pielgrzymowali w Poznańskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę.
Opuszczając Mosinę zaczęliśmy modlitwy i powierzanie Matce Najświętszej naszych intencji. Za rozważania, śpiew i modlitewne prowadzenie dziękujemy siostrze Jadwidze.
Ważną stacją naszej pielgrzymki było sanktuarium „Matki Bożej Żegocińskiej, Matki Różańcowej”. Cudowny wizerunek „Matki Bożej Śnieżnej, odsłonięty został tylko dla nas. Cisza tego nastrojowego i przytulnego miejsca spowodowała, że serca zaczęły się otwierać a usta poruszały w żarliwej modlitwie. Miało się wrażenie, że w tej ciszy jestem ja i Matka, która słucha, rozumie, współczuje i pomoże, zaradzi, pocieszy, doda sił, a jak trzeba to Syna Swego poprosi (jak w Kanie), by pomóc tym, którzy się do Niej uciekają. Wiele ciekawych informacji przekazał nam ks. Proboszcz z Żegocina i zapraszał na odpust w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Następny przystanek to Krzepice. Na wspólną mszę świętą z pielgrzymami pieszymi dotarliśmy trochę spóźnieni. Żałowaliśmy, już w drodze, że będzie mało czasu na spotkania z rodzinami. To nie było zamierzone, ale nasze gremialne wejście zostało zauważone, co pomogło po liturgii łatwo odszukać „naszych”. Po wymianie pozdrowień i wrażeń, wykonaniu pamiątkowych zdjęć, pozostawiliśmy piechurów, wyruszających na trasę, w dobrych nastrojach.
Do Częstochowy dotarliśmy ok. 15.30. W programie: modlitwy indywidualne w kaplicy Matki Bożej, Droga Krzyżowa na wałach, msza św. o 18.00 przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i o 21.00 Apel Jasnogórski. Dzięki naszej sprawnej organizatorce i odpowiednim mediom, byliśmy oglądani i słuchani w Mosinie. Za tę jedność dziękujemy.
15 lipca wracaliśmy do sanktuarium, by modlić się przed obrazem Matki Boga i ludzi.
Modliliśmy się również w oazie ciszy i spokoju w Dolinie Miłosierdzia Bożego, powierzając Matce Bożej i Miłosiernemu Jezusowi nas i nasze sprawy i wszystkich, którzy nas o modlitwę w tym miejscu prosili.
Ok. 12.30 podążaliśmy pod mury, by oczekiwać pielgrzymów. Powitania kolejnych grup trwały ok. 2 godzin. O godz. 16.00 była msza św. na wałach. Zabierając czworo pieszych pielgrzymów, wróciliśmy szczęśliwie do domów, dziękując sobie wzajemnie za wspaniałą pielgrzymkową atmosferę.

Do zobaczenie w przyszłym roku w Częstochowie!

Maria B.