10 lat minęło ... jak jeden dzień !!!

Piosenka filmowa mówi 40 lat minęło ... ale 10 lat to też dużo. Przy 100 latach to 10%. 1 lipca 1996 r. to dzień w którym rozpocząłem posługę duszpasterską w parafii Św. Mikołaja w Mosinie. Każda zmiana miejsca zamieszkania przynosi ze sobą trud przeprowadzki, trudne chwile pożegnania z ludźmi, z którymi przyszło nam dzielić los i wielka niewiadoma w nowym miejscu. Taka zmiana personalna – jest trudnym doświadczeniem dla Ludu Bożego, który otrzymuje nowego proboszcza! Kto to jest? Czego będzie od nas chciał? Jaki on jest? Jak mówi? Jak śpiewa? Czy będzie taki jak poprzednicy? Porównania są ciągle czynione! Listonosz p. Jarek w 1-szym dniu przywitał nowego proboszcza, przyniósł listy służbowe ... i tak to się zaczęło ... Zadanie z wieloma niewiadomymi! Parkingi i droga łącząca kościół parafialny z cmentarzem, nowy krzyż na cmentarzu, wyrównanie powierzchni pod nową część cmentarza, rozbudowa domu pogrzebowego, prezbiterium kościoła – krzew winny, posadzka, obrazy, witraże, symbole, otoczenie i dach kościoła, remonty budynków... Ile jeszcze trzeba będzie rozwiązać zadań? Bóg jeden wie. Oby tylko zgodnie z Jego wolą.

[Rozmiar: 10821 bajtów] [Rozmiar: 9261 bajtów]

Ks. proboszcz – Edward Majka


MSZE ŚW. DODATKOWE W KAŻDĄ NIEDZIELĘ I ŚWIĘTA
W LIPCU I SIERPNIU O GODZ. 20.00.
NABOŻEŃSTWA FATIMSKIE 13.07 i 13.08 O GODZ. 21.00.


Historia kościoła parafialnego w Mosinie.

Trzeba pamiętać, iż żadna parafia nie może działać w próżni, gdyż w praktyce pod tym słowem kryje się jakaś społeczność, a więc określona grupa ludzi. O kierunkach działania plebana, o potrzebach i charakterze samej parafii decydowali zatem ludzie – parafianie. To oni tworzyli najistotniejszy przejaw funkcjonowania parafii, związany ze zwykłym życiem, jakie toczyło się w XIX wiecznej Mosinie. Można powiedzieć, iż przetaczający się przez progi plebani mosińskiej pojedynczy parafianie, wraz ze swoimi problemami, stanowili widok powszedni – tworzyli więc ten aspekt życia plebani, który nazywa się „codziennością”.
Oczywistym jest, że owa „codzienność” przyjmowała przeróżne formy. Do stosunkowo licznej kategorii należały sprawy związane z kwestią małżeństw. Chodzi tu o, występujące dość powszechnie w latach trzydziestych XIX wieku, pozwolenia na zawarcie ślubu na przykład z wdową, czy też pomiędzy ciotką a siostrzeńcem, ojczymem a pasierbicą, kuzynostwem. Były to więc przypadki, kiedy pomiędzy osobami zawierającymi związek małżeński występował bliski stopień pokrewieństwa lub powinowactwa.
Przykładem może być przesłana do Poznania, dnia 15 grudnia 1823 roku, przez księdza Duszyńskiego prośba Marcina Olejniczka i Marianny Kopieralanki o dyspensę na ślub. Oboje zamieszkali w Sowincu i, jak wynikało ze sporządzonego drzewa genealogicznego, zachodził pomiędzy nimi drugi stopień powinowactwa. Najwidoczniej arcybiskupstwo poznańskie nie uznało tego za przeszkodę, skoro w maju 1824 roku uzyskali oni zgodę na ślub.
O nieco innym przypadku, jednakże również związanym z małżeństwem, mówi, przysłany 16 października 1847 roku, list od „Królewskiej Regencji” do „Prześwietnego Konsystorza generalnego”, a dotyczący procesu, „(…) jaki ściągnął na siebie X. Szymański, proboszcz z Mosiny, błogosławiąc nierówny w obliczu prawa Krajowego i stąd, bez zezwolenia właściwej władzy Krajowej lub Panującego, niedopuszczalny związek małżeński pomiędzy Michałem Sokolnickim z Świądnik a Maryanną Krygowską, jako osobami nierównemi stanem (…)”. Na nieszczęście dla plebana mosińskiego pan Sokolnicki okazał się szlachcicem, natomiast panna Krygowska chłopką, o czym księdza nie poinformowali. Skoro zatem nie widział ksiądz Szymański żadnych przeciwwskazań przeciw temu małżeństwu – udzielił im sakramentu. Niestety Sąd Ziemsko-Miejski w Śremie wytoczył mu proces o działanie przeciw prawu, grożąc „(…) iż jeżeli przypadek ten udowodniony zostanie, urząd mój na zawsze postradam (…)”. Jako dodatkowy argument na swoją obronę pleban dodawał, iż „(…) przez blisko 30ci lat pracuję w winnicy Chrystusa Pana, a dotąd nie wiedziałem, że ślachcicowi nie wolno dać ślubu z osobą nieślacheckiej familii (…)”. Warto dodać, że zachował proboszcz mosiński „urząd”, co dowodzi, że udało mu się udowodnić swoją niewinność.
Również w innym przypadku nie udało się uniknąć procesu. Chodziło mianowicie o spór, do jakiego doszło pomiędzy stolarzem Marcinem Bilskim z Mosiny a księdzem Szymańskim. Pisał o tym pleban w raporcie do zwierzchników, z 19 października 1841 roku: „(…) [pomimo] wszelkich przeciwstawień i nauk, pomimo mu wystawionych kar kościelnych połączył się związkiem małżeńskim w luterskim kościele (…) z jakąś Maryanną Glacer (…)”. Taki był początek konfliktu, jednak wraz z upływem lat1 , kiedy przyszła na świat córka, doszło do jego zaostrzenia, gdyż proboszcz odmówił ochrzczenia dziecka. Jako powód takiego postanowienia podał fakt, iż „(…) w mieszanych małżeństwach, według (…) Prawa Krajowego, Chrzty synów do Parocha Oyca należą, Chrzty córek do Parocha matki należą. Że zaś teraźnieysze dziecko Bilskiego iest córka, a zatem nie miałem prawa onegoż ochrzczenia”.
Oprócz powyższego oskarżenia pod adresem plebana, pan Bilski zarzucał mu, iż namawiał wiernych, aby nie kupowali u niego chleba ani wyrobów stolarskich. Odpowiedź księdza była równie ostra w słowach: „Rzuca Kalumnię2 na mnie i grubo kłamie, gdy mi zadaie, iakobym ia ludzi namawiał, by od niego nie kupowali (…). Jak on, co się tylko hebla ciągnąć uczył, który zaledwo nauczył się w bakałarzu 3 (…) czytać i źle swoie nazwisko podpisać, śmie mi zarzucać, iakobym moich powinności granice przekroczył (…), który (…) o moich powinnościach (…) nie ma wyobrażenia (…)”. Antagonizm ten sięgnął punktu kulminacyjnego rok później, bowiem stolarz Bilski postanowił wkroczyć na drogę sądową. Według pisma, jakie otrzymał ksiądz Szymański z sądu ze Śremu w dniu 15 lutego 1842 roku, tocząca się przeciwko niemu się sprawa została wytoczona przez rząd, ponieważ zaszło przypuszczenie, że oficjalnie wyklął on pana Marcina Bilskiego ze społeczeństwa katolików. Proces ten ciągnął się przez kolejne półtora roku i dopiero „(…) Pod dniem 5go Września r.b. [1843] zawyrokował Sąd wspomniany, na mocy którego od uczynionego mi zarzutu przez Bilskiego zostałem uwolniony (…)”.
Tak więc, jak widać, przeróżne kłopoty parafian, tudzież z parafianami, powodowało iż życie codzienne parafii mosińskiej było nader urozmaicone. I jeżeli proboszczowie z Mosiny na wiele mogli narzekać, to z pewnością powodem do tego nie mogła być monotonia.

Błażej Matelski


1 Związek małżeński zawarto w roku 1839.
2 w znaczeniu: potwarz, oszczerstwo.
3 w znaczeniu: szkole.

„Miłości ludzkiej stacyjka uboga, kochać człowieka, by zdążyć do Boga”

Przyjechałem tu motorem…

... z duszą na ramieniu i lękiem jakie zadania postawi Pan przede mną w tej parafii. Początek był zabawny, gdyż pan kościelny (któremu dziękuję za wszystko) gdy zobaczył mnie po raz pierwszy nie rozpoznał we mnie księdza. Nie było to moje pierwsze tego typu doświadczenie, więc wiedziałem, że trzeba modlitwy, czasu i pracy by być rozpoznawalnym. Niezwykle ciepłe i życzliwe przyjęcie księdza proboszcza (od początku do końca byłeś mi ojcem, dziękuję Padre!!!:*) dodało mi skrzydeł. I tak zostało przez pięć lat mojej pracy duszpasterskiej tutaj.
Zawdzięczam to również Wam kochani!!!!
Młodzieży z KSM-u, która wniosła wiele radości w moje życie. Byliście zawsze gotowi i chętni, by opowiadać się za Chrystusem. Dziękuję Wam, że pozwoliliście mi uczestniczyć w Waszym przeżywaniu wiary, za każdą chwilę spędzoną z Wami.
Noszę różaniec przy sobie, ale to Wspólnota Różańcowa zawsze będzie przypominała mi jak piękna i potrzebna jest ta modlitwa. Nasze spotkania i pielgrzymki zawsze mnie ubogacały.
Nasze siostry pełne zapału i radości wskazywały mi drogę do Chrystusa. Jesteście super :)!!!
Boimy się cierpienia i starości, a ja dziękuję Panu za moją posługę chorym. To od nich uczyłem się miłości i pokory. Kiedy zapominamy jak bardzo potrzebujemy Boga wystarczy spojrzeć w oczy człowieka, który czeka na Najświętszy Sakrament, by zrozumieć jak wielki jest nasz głód miłości.
Czasami kapłan zastanawia się jak długo ma być dla innych? Kiedy patrzyłem dzień po dniu na ks. Albina i śp. ks. Stasia zrozumiałem, że to ofiara do końca.
Czy można liczyć na drugiego człowieka? Jako kapłan w to wierzę, ale tak naprawdę doświadczyłem tego będąc kapelanem Automobilklubu. Dziękuję Wam kochani, że nie tylko nauczyliście mnie bezpiecznej jazdy, ale udowodniliście, że są ludzie, na których zawsze można liczyć.
Gdybym chciał podziękować wszystkim, nie starczyłoby ksiąg, a tym bardziej Wiadomości Parafialnych, dlatego dziękuję wszystkim, od których otrzymałem wiele miłości i życzliwości.
Chciałem Wam wszystkim przekazać, że człowiek to anioł z jednym skrzydłem, który potrzebuje drugiego człowieka by latać!
Dziękuję wszystkim, dzięki którym sięgnąłem nieba.
Mówiąc: „do zobaczenia” powierzam Was opiece Matki Bożej Fatimskiej z zapewnieniem, że pozostajecie w moich modlitwach i sercu na zawsze.
Jest mi ciężko rozstawać się z Wami i nie mam biegłego pióra, tylko kochające serce, dlatego ostatnie słowa oddaję księdzu poecie:

„za wszystko dziękuję
                      za spokój i trwogę
                      za to, że nie rozumiem
                      i odejść nie mogę
                      za to, że nas łączą nie poznane ręce
                      za jedną jeszcze jesień by pokochać więcej
                      uratuje, otworzy parasol nade mną
                      posłuszeństwo, co prowadzi w ciemność”

Wasz ks. Sławek


W kilku słowach o swoim powołaniu i o swej pracy w parafii pw. św. Mikołaja w Mosinie opowiada Ks. Neoprezbiter Dariusz Kokociński.

JP: Wróćmy, może do tego, co Ksiądz myślał, gdy skierowano go do mosińskiej parafii? Co Ksiądz czuł?
xDK: Przede wszystkim zdziwienie, zacząłem się zastanawiać, dlaczego dano mnie do tak dobrej parafii.
JP: Gdy przychodził Ksiądz do Mosiny nie był Ksiądz jeszcze diakonem. Czy pobyt i praca w tej parafii pomogły Księdzu zrozumieć swoje powołanie i przygotować się najpierw do święceń diakonatu, a potem prezbiteratu?
xDK: Jeśli chodzi o moje powołanie, to ukształtowało się ono i byłem go pewien, jeszcze zanim przyszedłem do parafii w Mosinie. Nie potrzebowałem rozpoznawać mego powołania, byłem przekonany czego pragnę. Praca w Mosinie umocniła mnie w tym.
JP: Wracając do święceń. Jakie znaczenie miał fakt, iż do dwóch najważniejszych święceń przygotowywał się Ksiądz w jednej parafii?
xDK: Fakt ten sprawił, że najważniejsze momenty w swym życiu będę wiązał z tą parafią i tymi ludźmi.
JP: Co Ksiądz teraz czuje, gdy otrzymał z rąk Arcybiskupa święcenia kapłańskie?
xDK: Czuję przede wszystkim radość, wielkie szczęście oraz poczucie spełnienia się. Ogarnia mnie wewnetrzny pokój. Poczucie, że człowiek odnalazł swoje miejsce we Wszechświecie. Rzeczywistość w której człowiek może się zbawić.
JP: A tak w paru zdaniach, niech Ksiądz opowie o swoim życiu w parafii pw. Św. Mikołaja w Mosinie.
xDK: Moje zycie w parafii polegało na pracy w tej parafii, tak jak zycie każdego księdza. Katecheza, dbałość o liturgię, głoszenie homilii, praca w kancelarii oraz przygotowanie młodzieży do Sakramentu Bierzmowania. Praca z ministrantami była moim “oczkiem w głowie” oraz inne obowiązki, które obdywały się w między czasie. To własnie robiłem w mosinskiej parafii.
JP: Co zmieniła ta parafia w Księdza zyciu?
xDK: Z pewnymi rzeczami człowiek przychodzi, ale wiele też się uczy. Parafia, ludzie pokazywali mocną sensowność tego co robie, że to co robie ma sens i że to jest dla nich ważne. Uczenie się rzyczliwości, wrażliwości, większej radości. Wiele zawdzięczam ludziom z tej parafii, ale nie wszystko umiem wyrazić, są to rzeczy na tyle osobiste, że teraz nie chce o nich mówić.
JP: Jak będzie Ksiądz wpominał tę parafię i jej ludzi? xDK: Dobrze. Człowiekowi serce się kraje, że będzie trzeba wyjechać. To jedne z najpiekniejszych chwil w moim życiu. Bardzo dobrze będę wpominał ludzi z tej parafii i proszę Boga, aby dał mi takich ludzi więcej.
JP: Jeszcze takie pytanie. Co mamy Księdzu życzyć na nowej drodze życia?
xDK: Przede wszystkim tego, żebym był dobrym dla Pana Jezusa, stawał się takim jak On. Zebym umiał patrzeć na świat i na ludzi tak ja Jezus Chrystus.
JP: We “Wiadomościach parafialnych” napisał Ksiądz: “Marzę mianowicie o tym, bym w monencie, gdy nasz Pan zechce bym stanął z Nim twarzą w twarz, mógł spokojnie spojrzeć wstecz na swoje życie i powiedzieć, że przeżyłem je uczciwie i tak jak chce etymologia mojego imienia “niosłem dobro” wszędzie tam, gdzie dane było mi się znaleźć.” – to piękne słowa. Kończąc i dziękując za udzielony wywiad tego wszystkiego życzymy. Co daj Ci Panie Boże.
Wszystkiego dobrego w nowej parafii pw. N.M.P. Wniebowzietej w Ostrorogu. Szczęść Boże!

JP z KSMu


WSPOMNIENIA Z PIELGRZYMKI DO KRAKOWA

27.05.06. w sobotę o 05:00 rano prawie 100 osobową grupą udaliśmy się do Krakowa na Błonie. Wszyscy byliśmy niewyspani, ale uśmiechnięci. Pełni nadziei, że wyjazd zmieni nasze serca. Jednocześnie każdy z nas pytał: jaki będzie „Ten” Papież, czy powie coś po polsku, coś za co Go pokochamy tak jak kochaliśmy Jana Pawła II? W Drodze modliliśmy się i śpiewaliśmy razem z siostrami pieśni. Wszystko po to, aby czas szybciej płynął.
O godz. 14nastej wreszcie przybyliśmy do Krakowa, a po godzinie marszu byliśmy już na Błoniach, gdzie na Papieża czekały tłumy młodzieży z całej Polski. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale szczęśliwi, że możemy tu być. O godz.17:30 zobaczyliśmy na telebimie, że Papież Benedykt XVI wyjechał z Franciszkańskiej i jedzie do nas. Im był bliżej tym bardziej biły z radości nasze serca. Niektórzy pobiegli bliżej, żeby zobaczyć Papieża. Reszta z nas oglądała Go na telebimie. Kiedy uśmiechnięty i pełen wiary Benedykt XVI wchodził na ołtarz my młodzież i dorośli śpiewaliśmy hymn naszego spotkania „Nie lękajcie się”. Później Ojciec święty przemówił do nas następującymi słowami:” Witam was moi drodzy młodzi przyjaciele” Na te słowa wszyscy zaczęliśmy krzyczeć i śpiewać Benedetto. Widzieliśmy, że Ojciec Święty był zadowolony. Owacjom i krzykom nie było końca. Benedykt XVI odpowiedział nam: „Jezus staje dziś wśród młodzieży polskiej, żeby mówić o domu, który nigdy nie runie, bo jest na skale. Nie lękajcie się postawić na Chrystusa” Po tych słowach wiedzieliśmy już, że Papież stał się Polskim Papieżem; Naszym Ojcem Świętym. Przez całe spotkanie wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni i uśmiechnięci. Papież poświęcił kamienie z naszymi imionami i zapalił świece. W tym czasie my wszyscy, trzymając w ręku świece śpiewaliśmy pieśni. Atmosfera była przepiękna. Pod koniec uroczystości zobaczyliśmy na niebie tęcze, co symbolizowało obecność Boga. Później Ojciec Święty odjechał, choć nie chcieliśmy tego, ale wiedzieliśmy, że wróci do nas na drugi dzień. O godz.21:00 zaczęła się msza. Choć bez udziału Papieża, ale przebiegała ona w równie gorącej atmosferze jak spotkanie z Ojcem Świętym, po mszy odbył się gorący koncert z udziałem „ Siewców Lednicy”. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy, aby oddać cześć Bogu Wszechmogącemu.
Niestety później zaczął padać deszcz. Wszyscy byliśmy przemoczeni. Niektórzy postanowili pójść do autokaru, aby tam trochę odpocząć. Był to bardzo duży wysiłek, ponieważ musieli pokonać dużo kilometrów. Ci co zostali na Błoniach musieli spędzić noc pod gołym niebem. Nie spaliśmy prawie wcale, a ci co zasnęli byli bardzo zmarznięci. Siostra Rut i Siostra Damiana oraz X. Sławek wspierali nas dobrym słowem i uczynkami. Noc była długa, ale kiedy o 09:30 Ojciec Święty przebył na Błonie wszystko minęło. Znów byliśmy szczęśliwi. Ucieszyliśmy się jeszcze bardziej kiedy zapowiedziano, że Papież przejedzie między sektorami. Myśleliśmy, że będziemy mogli zobaczyć Go z bliska. Jednak tak się nie stało. Okazało się, że Ojciec Święty pojechał inną drogą. Przez chwilę byliśmy zawiedzeni, ale kiedy Benedykt XVI przemówił wszystko minęło. Podczas mszy Papież mówił „ że jesteśmy wezwani, by stojąc na ziemi wpatrywać się w niebo(...) Proszę was Trwajcie mocni w wierze” . Dziękując za przyjęcie Ojciec święty powiedział: Pragnąłem oddychać powietrzem ojczyzny Jana Pawła II, patrzeć na ziemię na której się urodził...”. Po tych słowach niektórzy z nas płakali. Po mszy świętej Ojciec święty odmówił modlitwę Regina Caeli i pobłogosławił nas.
Nie chcieliśmy żeby odjeżdżał. Śpiewaliśmy żeby został i że bardzo Go kochamy, ale niestety Ojciec Święty odjechał. O godz. 12:00 udaliśmy się do domu. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. Przeżycia z Krakowskich Błoni pozostaną w nas na zawsze i jeszcze długo będziemy o nich pamiętać. Jednak najważniejsze jest jedno „ abyśmy trwali mocni w wierze”.
Dziękujemy jednocześnie Panu Bogu, Siostrze Damianie i Siostrze Rut oraz X. Sławkowi za to że mogliśmy dzięki nim być na Błoniach.

Iza z KSMu.


GALERIA ŚWIĘTYCH NA ODCISKACH PIECZĘCI PARAFIALNYCH (odc.40)

Lipiec i sierpień. Dwa miesiące lata. Najlepsza pogoda dla wypoczywających i rolników. Nie zawsze. Upały. Człowiek zdrowy umiejętnie korzysta z daru słońca. Chory i starszy szuka cienia lub powinien pozostać w domu. To też czas, w którym jedni zapominają o Panu Bogu, a inni przeżywają nawrócenia, uczestniczą w rekolekcjach. Kościół na okres wakacji proponuje abyśmy modlili się szczególnie w intencji: więźniów, aby otrzymali niezbędną pomoc społeczeństwa i zdołali nadać nowy sens swemu życiu; za osierocone dzieci, aby zapewnić im ludzkie i chrześcijańskie wychowanie; w intencji misji, abyśmy byli świadomi powołania misyjnego i za różne grupy etniczne i religijne, aby w pokoju budowały swoje wspólnoty. A teraz święci – patronowie odwiedzanych miejsc i duchowi przewodnicy tych dni: św. Jakub (25VII), św. Wawrzyniec (10VIII), św. Jacek (17VIII), św. Bartłomiej (24VIII). W 18 Niedzielę Zwykłą przypada święto Przemienienia Pańskiego (6VIII). 15 Sierpnia uroczystość Wniebowzięcia NMP.

OSTRORÓG UL KOŚCIELNA: Odległość drogowa z Mosiny do Ostrorogu, przez Poznań i Szamotuły wynosi 70 kilometrów. Parafia w Ostrorogu powstała na przełomie XIII/XIV wieku. Pierwszy kościół p.w. św. Jakuba wzniesiono na przedmieściu Piaskowo. Po 1432 roku pozostał kościołem pomocniczym, kilkakrotnie remontowanym, ostatecznie rozebranym w 1818 r. Obecna świątynia p.w. NMP Wniebowziętej (według starszych źródeł i św. Jana Chrzciciela) została wybudowana w związku z lokacją tego miasta w XV w. W latach 1552-1636 rodzina fundatorów przeszedłszy na wyznanie husyckie oddała kościół Braciom Czeskim. W 1776 r kościół przebudowano. W r. 1909 dobudowano zakrystię i zmieniono wystrój prezbiterium. Po II wojnie światowej zelektryfikowano kościół i wyremontowano zniszczone organy. Prezentuję dwie pieczęcie – współczesną i historyczną.
SOSNOWIEC UL GEN. ANDERSA: Obok stacji PKP Sosnowiec Dańdówka, na wzniesieniu przy skrzyżowaniu ulic: Wojska Polskiego, 11 Listopada, Gen Andersa widzimy nowoczesną świątynię. Jest to dwupoziomowy kościół p.w. św. Jacka, wzniesiony staraniem wiernych w latach 1984-1996. Rok później, w dwudziestolecie istnienia tej parafii, erygowanej w 1957 roku, kościół konsekrowano.
SŁUPCA UL KOŚCIELNA: Miasto przy „starej drodze” Poznań – Konin, 75 km od Poznania. W centrum Słupcy stoi trójnawowy, gotycki kościół p.w. św. Wawrzyńca z połowy XV w. Kilkakrotnie przebudowywany. Z zabytkowego wyposażenia możemy podziwiać: umieszczone na belce tęczowej rzeźby z lat 1400-1420 – Krzyż i Matka Boska, późnorenesansowy tron biskupi (obecnie przerobiony na konfesjonał), gotycką kamienną kropielnicę, portrety trumienne różnych osób.
KOSZUTY KOŁO SŁUPCY: Udając się z Słupcy ok. 3 km w kierunku wschodnim dojdziemy do wsi Koszuty, wzmiankowanej w 1253. Wieś była własnością cystersów z Lądu. Parafia powstała w XIV w. Obecny jednonawowy drewniany kościół p.w. św. Bartłomieja pochodzi z 1720 roku. W 1946 roku zrekonstruowano tę świątynię, gdyż w czasie wojny okupant hitlerowski częściowo rozebrał kościół. Wewnątrz w głównym ołtarzu zobaczymy w srebrnej sukience barokowej obraz Matki Bożej Rokitneńskiej z 1737 roku.
PŁOTY: Miasto nad rzeką Regą, położone przy skrzyżowaniu dróg Szczecin – Koszalin i Łobez – Trzebiatów, ok. 40 km od Bałtyku. Neogotycki kościół p.w. Przemienienia Pańskiego wybudowano w 1902 roku. Opiekę duszpasterską w tej parafii sprawują kapłani z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej.

Janusz Walczak


Tajemnice radosne

5. Znalezienie Jezusa w świątyni

Łaska i mądrość dwunastoletniego Jezusa ujawniają się podczas Jego dyskusji z nauczycielami w świątyni. Łukasz ewangelista umieszcza ten fakt, między dwoma tekstami mówiącymi o postępach Jezusa ,, w łasce u Boga i u ludzi ‘’. W tym zapisie nie ma wzmianki o Duchu Świętym, ale jego działanie wyczuwa się niemal w całym wydarzeniu. Ewangelista mówi bowiem, że wszyscy, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami ( Łk 2,47).’’Znamienne jest również pytanie rodziców, gdy po trzydniowych poszukiwaniach odnależli Jezusa w świątyni między nauczycielami. Maryja czyni Mu łagodny wyrzut: ,, Synu czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie ‘’. Również odpowiedź Jezusa jest spokojnym pytaniem: ,, Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? ‘’( Łk 2,48-49). Czy nie wiedzieliście ? W odpowiedzi Jezusa ujawnia się Jego świadomość, że jest Synem Bożym i że w związku z tym powinien przebywać,, w domu Ojca’’, w świątyni, by być ,, w tym co należy do Ojca’’. W ten sposób Jezus chyba po raz pierwszy ogłasza publicznie swoją mesjańskość i swoją Boską tożsamość. Dzieje się to za sprawą wiedzy i mądrości, którą Duch Święty wlewa w Jego duszę złączoną ze słowem Bożym. W tym momencie Jezus przemawia jako Ten, który jest pełen Ducha Świętego. Ewangelista zaznacza, że Maryja i Józef nie zrozumieli tego co im powiedział. Zdumienie wobec tego, co zobaczyli i co usłyszeli, było skutkiem niewiedzy, w jakiej pozostawali. Trzeba jednak pamiętać, że oboje stali wobec tajemnicy Wcielenia i Odkupienia i choć mieli w niej swój udział, nie rozumieli jej. Maryja szła jako pierwsza w pielgrzymce wiary, była obficie obdarowana jej światłem, ale też wystawiona na najtrudniejszą próbę. To Ona miała podporządkować się Bożemu planowi, który ukochała i rozważała w swoim sercu. Ewangelista mówi:,, Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu’’(Łk 2,51). Wyczuwa się tutaj echo osobistych zwierzeń Maryi, które Ona sama objawiła – rzec by można- Łukaszowi i Kościołowi pierwotnemu, które dały początek,, Ewangelii dzieciństwa Jezusa’’. Wszystkie te sprawy Maryja zachowywała w pamięci, starała się je zrozumieć, ale przede wszystkim przyjmowała z wiarą i rozważała w swym sercu. Starała się uchwycić związek między wydarzeniami i słowami, aby jak najlepiej zrozumieć ich sens. Maryja była pierwszą osobą obdarzoną tym światłem, które pewnego dnia Jej Syn Jezus miał obiecać uczniom: ,,Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem’’(J 14,26). Duch Św. Który działał już w Maryi, która jako Matka Wcielonego słowa była Oblubienicą Ducha Świętego, pierwszą zwiastunką i pośredniczką Ewangelii o pochodzeniu Jezusa. Także w póżniejszych latach w Nazarecie, Duch Święty wciąż,, przypominał’’ w głębi Jej duszy wszystko, co przeżyła i co zasłyszała. Pamięć Maryi rozjaśniało światło zstępujące z góry. Za sprawą Ducha Świętego mogła Ona odkryć wyższe znaczenie słów i wydarzeń poprzez refleksję, która ujmowała w całość wszystkie te sprawy. Dlatego Maryja jest dla nas wzorem człowieka, który podając się przewodnictwu Ducha Świętego, przyjmuje i zachowuje w sercu- niczym dobre ziarno ( Mt 13,23)- słowa objawienia, usiłuje jak najlepiej zrozumieć, aby przeniknąć w głąb tajemnicy Chrystusa.

Anis


Noszę szkaplerz... (16 lipca – Matki Bożej Szkaplerznej)

[Rozmiar: 7721 bajtów] Dwa prostokątne płatki sukna, połączone tasiemkami… Na jednym widnieje wizerunek Matki Bożej Szkaplerznej, na drugim-Najświętszego Serca Pana Jezusa. Nosi się go tak, aby jedna część spoczywała na piersiach, a druga na plecach. Dla wygody można go zastąpić takim na łańcuszku. Każdemu osobiście powinien nałożyć go karmelita lub upoważniony kapłan. Ten, kto przyjmie taki poświęcony szkaplerz należy do Rodziny Karmelitańskiej, a więc do rodziny Maryi, „która, chowa nas pod swój matczyny fartuch- szkaplerz przed niebezpieczeństwami dla duszy i ciała”, zapewniając opiekę we wszelkich sprawach. Prowadzi nas do zbawienia obiecując każdemu, kto umrze w niego odziany, wybawienie z czyśćca w pierwszą sobotę po śmierci. Noszący szkaplerz mają udział w dobrach duchowych zakonu: w Mszach św., komuniach św, w modlitwach, postach…
Szkaplerz . nosili liczni władcy europejscy, w Polsce niemal wszyscy królowie, począwszy od św. Jadwigi i Władysława Jagiełły, którzy sprowadzili karmelitów do Polski, szlachta, mieszczanie i chłopi, rycerze, powstańcy i żołnierze.
Widnieje on na piersi Rejtana na obrazie Jana Matejki. Nosili go nie tylko święci karmelitańscy, ale i inni, a wśród nich św. Jan Bosko, św. Maksymilian Kolbe, św. Jan Vianey, Jan Paweł II -od chwili przystąpienia do Pierwszej Komunii św.
Pierwszy szkaplerz Karola Wojtyły znajduje się w muzeum w Wadowicach, a ostatni –u wadowickich karmelitów. Nosił go zawsze, zarysy jego kształtu są widoczne na wielu fotografiach, a szczególnie na zdjęciu z lat młodzieńczych przedstawiającym pracę młodych junaków na budowie.

W chwili, gdy dotrze do nas taka informacja, jako chrześcijanie powinniśmy dołożyć starań, aby szkaplerz mieć. Dlaczego się więc wzbraniamy? Nie wystarczy bowiem go mieć, trzeba go pobożnie „nosić”, a to nie tylko oznacza mieć zawieszony u szyi…
„Nosić pobożnie szkaplerz” to odmawiać wyznaczoną sobie modlitwę, praktykować cnoty i wstrzemięźliwości, trwać jak najdłużej w łasce uświęcającej, przystępować do sakramentów świętych, czcić Maryję poprzez udział w nabożeństwach i naśladowanie jej cnót, umiłować Boga i bliźniego bez przeszkód…Lękamy się, że to za trudny dla nas program, a niedopełnienie go spowoduje utratę łask i przywilejów…Kto powiedział, że łatwo być chrześcijaninem? Ale obietnica zbawienia kusi…Pamiętajmy, że Maryja jest dobrą matką nas wszystkich, a Bóg - Ojcem Miłosiernym…
W sobotę 24 czerwca 2006 spora grupa pensjonariuszy szpitala w Ludwikowie i dzieci z Krosinka w kaplicy św. Michała Archanioła z rąk ojca karmelity Szczepana Maciaszka OCD przyjęła szkaplerze. W czasie Mszy św. obecni byli członkowie Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, śpiew liturgiczny prowadziły dziewczyny: Alicja i Zuzanna Plenzler, Paulinka Gabryelczyk z Mosiny, które później zaprosiły zebranych na wspólne śpiewanie przy gitarze.
Mała kapliczka wśród drzew, spięta jak szkaplerzem figurami Najświętszego Serca Jezusa i Maryi Niepokalanej… Przyjęli w ten dzień szkaplerze z pewnością ci, którzy na to byli gotowi.- czego nam wszystkim życzę.

JK


Miśki są wśród nas???

Minęło właśnie pięć lat odkąd w kalendarzu imprez Automobilklubu Wielkopolski pojawił się Rajd z Miśkami. Z roku na rok inny, za każdym razem zaskakujący. 17 Czerwca 2006 r. kolejna edycja – tym razem „Miśki z Robin Hoodem” – rajdu powitała na starcie stałych i wiernych jego uczestników, ale także i nowych, pełnych chęci do zabawy.
Sławek Ruks: Dlaczego „Miśki” i skąd pomysł na takie rajdy?
Michał Michalak: Wśród wielu imprez organizowanych przez Automobilklub Wielkopolski chcieliśmy stworzyć „coś” własnego. Tym bardziej, że od wielu już lat jeździliśmy na różnorodne rajdy.
Gosia Michalak: Zanim zaczęliśmy myśleć o rajdzie i jego tematyce rozpoczęła się dyskusja jak nazwać naszą, w trójkę organizowaną po raz pierwszy i autorską imprezę.
Marcin Wojcieszak: I pomysł na „Miśki” pojawił się bardzo szybko. Zdrobniale u Michalaków na panów mówiło się Misiu, a i ja z racji wyglądu nie odbiegałem od tego określenia. I tak powstały Miśki
S.R: Każdego roku – z tego, co wiem – impreza ta ma inny charakter i tematykę. Czy ten rajd ma – według Was, jego twórców – jakieś przesłanie?
G.M: Organizując pierwszy rajd „ Jesień z Miśkami i Strażakami” w 2002 r. chcieliśmy pokazać pracę Straży Pożarnej.
M.M: Trasa wiodła po poznańskich jednostkach Straży Pożarnej. Każdy z uczestników miał do wykonania – oprócz prawidłowego przejechania trasy – wiele konkurencji sprawnościowych takich samych jakie codziennie wykonują strażacy.
M.W: Dodatkowo uczestnicy rajdu zapoznali się z pracą i sprzętem Jednostki Ratownictwa Drogowego a na mecie…
G.M: Specjalnie tresowane psy pokazywały swoje umiejętności w ratowaniu ludzi podczas katastrof i wypadków. I tak przez zabawę i możliwość obejrzenia „od kuchni” pracy Strażaków chcieliśmy zapoznać załogi z tym tematem.
M.W: Na ten rajd przyjechało 11 załóg i nawet nie chcemy wspominać ile nerwów kosztowała nas ta impreza. Nieustanne oczekiwanie na telefon ze zgłoszeniem…
G.M: …i śledzenie prognozy pogody!!! A był to Listopad i wszystkiego się było można spodziewać.
S.R: Kolejne lata to ciągle nowe pomysły?
M.M. Po wielkich nerwach i strachu czy Rajd „Jesień z Miśkami i Strażakami” będzie się podobał pełni zapału w przyszłym roku postawiliśmy na zabawę. Rajd rajdem, ale…
M.W: dodatkowo zawodnicy musieli na „Miśkach” wykazać się wiedzą sprawdzaną w testach…
G.M: i uczestniczyć w konkurencjach typowych do tematu rajdu.
M.W: A był to pamiętam bardzo upalny maj i rajd „ Lato z Miśkami i Konikami” przysporzył wielu atrakcji.
M.M: jedną z niespodzianek była próba samochodowa, którą organizuje się na każdym rajdzie.
M.W: W zasadzie to właśnie brak próby samochodowej był tą atrakcja. Każdy z zawodników zamiast swoim samochodem wykonywał tą próbę bryczką z zaprzęgniętym koniem. I to na czas.
G.M: Oj było dużo śmiechu!!! Każdy mógł zapoznać się z zasadami hodowli koni, przejechać wierzchem na koniu, uczestniczyć w typowo z konikami powiązanymi konkursami.
M.W: I już wtedy poczuliśmy, że „Miśki” powoli, powoli zaczynają się podobać. Kończąc tą edycję każdy z nas myślał już chyba w głębi, co zrobimy w przyszłym roku.
G.M: A przyszły 2004 rok przyniósł wiele zmian i niespodzianek
…Ciąg dalszy w następnym numerze…


Drodzy Współparafianie

Wydaje się, że minęło kilka tygodni, od kiedy na stronie naszego pisma wspominałem jak to kiedyś kroczyło się do Matki Pocieszenia do Górki Duchownej. Do następnej pielgrzymki jest jeszcze nieco czasu (pod koniec sierpnia). Redakcja naszej gazety robi sobie urlop, więc odzywam się nieco wcześniej.
W trakcie rozmowy z Ojcem naszej parafii, usłyszałem – pielgrzymka piesza na pewno będzie i pisz, niech się ruszą. Zostawiam dawne wspomnienia za sobą. Rok temu była dziesiąta. Czas zacząć nową dziesiątkę. Mam nadzieję, że młodzież z KSMu nie weźmie mi za złe, że pragnę nawoływać także tych, co kiedyś mieli jak oni obecnie, kilka lat po ukończeniu szkoły.
Po co się idzie. Kroczymy do Matki Pocieszenia. Komu tego nie potrzeba Czy warto ruszyć na trasę. Dla Niej warto zostawić troski życia codziennego i ruszyć w trasę. Jak to mówią młodsi, warto się odchamić! Co do rad na trasę wystarczy zabrać mały plecak, aby mieć wolne ręce by muc pomachać mijanym ludziom, a także by trzymać śpiewnik lub różaniec. Do plecaka zabieramy najważniejsze rzeczy, jakąś małą butelkę wody mało słodkiej, coś do zjedzenia po drodze, obowiązkowo coś na deszcz. Wygodne, najlepiej dobrze wydeptane lekkie obuwie. Ubiór w zależności od pogody i obowiązkowo coś do przykrycia głowy. Reszta, w drugiej torbie na samochodzie, coś do przebrania się na drugi dzień, jakiś ręcznik, jakiś śpiwór. Mam nadzieję, że Pani Małecka, jak co roku oddeleguje samochód z firmy. Narzuca się pytanie, pod kogo wodzą wyruszamy na trasę. Trudno się domagać, aby z nami kroczył ks. Albin lub Ojciec naszej parafii. Może przypomni sobie o nas, dzisiaj już niestety honorowy wikariusz, a teraz opiekun tych, co poświęcili swe życie Bogu. Łatwo się domyślić o kogo chodzi. Tak, o ks. Różańskiego. Być może zdecyduje się jeszcze raz ruszyć z nami na trasę. I do tego przywiezie ze sobą kilku swych podopiecznych. A jak nie to trudno, ruszymy na trasę pod wodzą Siostry rodem ze Szczecina a Matka Boska i Najwyższy obdarzy nas siłami i zdrowiem. Tych co zdecydują się po raz pierwszy wyruszyć pieszo do Naszej Matki zapewniam, że wody do chrztu w jeziorze Koniewskim nie zabraknie. A gościnni parafianie parafii Św. Wawrzyńca nikogo nie zostawią bez opieki. Tyle na razie, a gdy Ta, do której wyruszymy uprosi u Najwyższego abym dożył tego dnia w zdrowiu i pochylił swą głowę przed jej obliczem. Napiszę, jak się szło, aby Ci co pozostali w domu też coś wiedzieli.
Do zobaczenia na trasie pod koniec sierpnia - Pielgrzym