W drodze do Emaus

 

Historia ludzkiego życia to czas zamknięty per­spektywą dokonanych wyborów. Niezależnie od okoliczności podjętych decyzji, nadających kierunek rozwojowi czło­wieka, są one obrazem mniej lub bardziej świadomego spo­sobu wartościowania, kształtującego ludzkie działania i rela­cje względem drugiej osoby. U jego podłoża leży właściwa każdemu odpowiedź na podstawowe pytanie o wizję osta­tecznego przeznaczenia, o to w czym upatruje on źródła na­dziei, będącej inspiracją podejmowanych wysiłków i pozwa­lającej przetrzymać chwile niekiedy wielkich doświadczeń. W nich gruntuje się przekonanie o słuszności obranej drogi lub refleksja nad tym, jak dalece to, co zdawał się oferować świat, było propozycją odległą od istoty ludzkich oczekiwań.

W wydarzeniach dnia codziennego, wielu działa­niach, których podjęcie dyktowane jest realiami otaczającej rzeczywistości, człowiek z wolna przestaje stawiać sobie py­tania dokąd i na spotkanie czego zmierza. Czas wydaje się traktować każdego jedną miarą upływających chwil, nie wskazując przewrotnie, czego w istocie dotyczy ta jedyna w swoim rodzaju wędrówka. Jest w niej miejsce na rozczaro­wanie, zawód niespełnionych oczekiwań, smutek i poczucie osamotnienia, ale i właściwy dla każdego, mający miejsce w różnych okolicznościach życia – czas spotkania, gdzie do­świadczenie pełni prawdy i jej poznanie zrzuca z oczu za­słonę zwątpienia, ukazując człowiekowi właściwy, pełny wymiar głębi jego egzystencji. I tak ścieżką ludzkiego życia wkracza on na szlak do Emaus, którym jak pisze Ewangelista Łukasz, z Jerozolimy podążali dwaj uczniowie Chrystusa (Łk. 24, 13-35). Rozmawiali w drodze o „tym wszystkim co się wydarzyło”, gdy trzy dni wcześniej nadzieja, którą żyli, umarła z ich Mistrzem przybita do krzyża. Ci, którzy byli świadkami cudów, słów wypowiadanych z mocą, które za­mykały usta uczonym w piśmie i faryzeuszom, wypędzały złe duchy i wzbudzały do życia umarłych, nie zrozumieli ich znaczenia by przygotować się i wytrwać w chwili najwyższej próby. Droga do Emaus stała się odwrotem od tego co runęło w gruzach ich błędnych wyobrażeń, a co w istocie było naj­głębszą treścią nauki Jezusa, który „przyszedł na tę właśnie godzinę” (J 12,27), „by każdy kto w niego wierzy nie zginął ale miał życie wieczne” (J 3,16). Mimo odwrotu, Bóg we właściwy sobie sposób, dyskretnie, nierozpoznany, wyszedł po raz wtóry na spotkanie swoich uczniów, by przypomnieć słowa raz wypowiedziane, potwierdzić im swoją obecność w geście łamanego chleba i uczynić z nich ostatecznie świad­ków Dobrej Nowiny. I choć po ludzku sądząc wydarzenie to nie uwolniło ich od niebezpieczeństw prześladowań grożą­cych tym, którzy byli z Nazarejczykiem, to jednocześnie ob­jawiło sens tego, czego wcześniej nie rozumieli i jak zostało napisane, „jeszcze tej samej godziny zabrali się i wrócili do Jeruzalem”.  

To spotkanie powtarza się w życiu każdego czło­wieka, w geście miłosierdzia, bezinteresownej ofiary, brater­skiej pomocy, a w sposób szczególny jego żywym obrazem staje się Eucharystia. Doświadczenie Bożej obecności uświa­damia, że szlak codziennych zmagań, nie jest samotną wę­drówką na spotkanie własnego kresu, ale dany mu czas czło­wiek zamyka perspektywą dokonanych wyborów. Jest sprawą najwyższej wagi, na ile świadomość ta stanie się wolą podejmowanych decyzji, w zjednoczeniu z Tym, który tej perspektywie nadał wymiar nieskończoności. Zgłębianie ta­jemnicy krzyża i Zmartwychwstania Chrystusa, jest w istocie przekraczaniem „progu nadziei” i wchodzeniem w obszar pełni Bożej miłości, w której każde ludzkie życie staje się wartością godną podjętej ofiary. Od człowieka zależy, czy poznawszy jej treść, ostatecznie wystarczy mu woli i odwagi, by w pełni świadomie – powrócić z Emaus.

Witold Wachowiak