Komu bije dzwon

E. Hemingway w opowiadaniu ,,Komu bije dzwon‘’, pisze:,, Żaden człowiek nie jest samotną wyspą, każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, ląd ten będzie pomniejszony. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj komu bije dzwon; bije on tobie ‘’. Warto zastanowić się nad świętością i tajemnicą śmierci. Pismo Święte mówi: Wszyscy umrzemy z pewnością i jesteśmy jak woda rozlana po ziemi, której już zebrać nie podobna. Wspólnie z kończącymi życie na ziemi, jesteśmy teraz jak jedność. Jest to najszczersza prawda, że każdy z nas będzie musiał umrzeć. Przeżywam na swój sposób swoją śmierć, która czeka mnie w przyszłości, w aktualnej śmierci mojego bliźniego. A powiem tak: Im bardziej umierający jest mi bliski, ukochany, tym silniej i boleśniej uświadamiam sobie moją śmiertelność i nicość. Poprzez miłość, zaczynam umierać w śmierci bliskiej mi osoby. Od początku świata, istnieje związek pomiędzy śmiercią a miłością. Naturalnym odczuciem na fakt śmierci jest lęk, wobec którego żyjący człowiek, zarówno wierzący jak i niewierzący, różnie reaguje. Często, lęk ten jest tłumiony i spychany do podświadomości. ,,Śmierć to nie ja, ona mnie nie dotyczy, umierają inni, nie ja.’’ Inni potrafią ,,śmiać się ze śmierci ‘’, wierząc w swoją siłę, w moc ciała i umysłu ludzkiego. Trzecią postawą może być obojętność, apatia wobec śmierci. U takiego człowieka liczy się ,,teraz‘’- przeżyć przyjemnie obecną chwilę. Postawa chrześcijańska wobec śmierci, to cierpliwe i pełne pokory przezwyciężenie lęku, poprzez postawę żywej nadziei. W ciągu życia można odgrywać różne role aktorskie. W chwili śmierci to się nie udaje. Tu człowiek gra samego siebie: bez maski, bez pozy. Tu sprawdza się wiara, nadzieja i miłość człowieka.

ANIS.

          Porządek liturgiczny Wszystkich Świętych 1.11.2006r.          

      - przed południem msze św. jak w niedzielę
      - po południu, początek procesji na cmentarzu o 14.00. i msze św. o 18.00 i 20.00.



Rocznica odzyskania niepodległości

          Kochani parafianie. Chciałbym przypomnieć o szczególnej i ważnej dla nas uroczystości, którą jest rocznica Odzyskania Niepodległości przez Polskę. Już od osiemdziesięciu ośmiu lat, żyjemy z tą świadomością, że jesteśmy, gdyż przez ponad wiek nasz naród istniał tylko na ustach. Polska zniknęła z mapy Europy. Jej ziemie niczym kawałek kartki zostały rozdarte między Rosję, Prusy i Austrię. Przez wiele lat cierpieliśmy narzucone na nas przez zaborców represje, które stanowiły mordy, wywózki na Syberię, aresztowania z błahych powodów, straszliwe przesłuchania, które kończyły się przeważnie nieszczęśliwym wypadkiem. Atakowano szkoły, czego przykładem są dzieci wrzesińskie, które walczyły o naukę w języku polskim. Polacy byli jednak wytrwali. Niejedna osoba wróciła z Syberii, niejedna przetrwała aresztowanie, czy przeżyła przesłuchanie. Musimy też pamiętać, że wielu naszych rodaków zginęło i wielu postradało zmysły. Nasi ojcowie, dziadowie, pradziadowie różnymi sposobami starali się przezwyciężyć zaborców, aby ratować Polskę i Polskość. Wszelkie zrywy niepodległościowe, powstania były krwawo tłumione, jednak entuzjazm Polaków nie zginął. Cierpieli nie tylko niewinni ludzie, ale cierpiał też Kościół. Likwidowano klasztory, zamykano kościoły i seminaria duchowne, księży mordowano, wywożono na Syberię, a to wszystko dlatego, że Kościół sprzeciwił się zaborcom. Po ponad stu letniej wędrówce cierpień 11 listopada 1918r. nadszedł dzień wielkiej radości, Polska odzyskała Niepodległość. Wiele serc śpiewało radośnie, ale ten śpiew było słychać tylko przez dwadzieścia jeden lat, gdyż 1 września 1939 r. rozpoczęła się okupacja trwająca przez sześć lat.
           Przyglądając się Biblii, a konkretnie narodowi Izraela widzimy Polskę. Izraelczycy tak samo jak Polacy ciemiężeni nieurodzajem szukali Ziemi Obiecanej. Możemy zauważyć, że tak jak dla Polaków ważna była walka o wolność, tak samo dla Izraelitów ważna była ziemia, której szukali, dla nich Ziemia Obiecana była wolnością. Takim głównym zrywem dla Narodu Wybranego była ucieczka z Egiptu. Izraelici wyruszyli przez Morze Czerwone do Ziemi Obiecanej. Zauważmy, że przejście przez Morze Czerwone może być porównane do powstania, nad którym Izrael odniósł zwycięstwo, a sam fakt dojścia do Ziemi Obiecanej – Odzyskaniem Niepodległości.
           Pamiętajmy, że wolność jest ważnym elementem naszego życia. Musimy się cieszyć wolnością i uwierzyć w lepsze jutro, tak jak uwierzyli ojcowie naszych ojców, dzień w którym wrócimy do domu i powiemy „mam pracę”, nie możemy tracić nadziei, trwajmy w modlitwie, gdyż inaczej trud naszych ojców zda się na marne. Dbajmy też o naszą wewnętrzną wolność, wewnętrzną niepodległość. Nie wzorujmy się na innych, bo to czasem jest dla nas szkodliwe, gdyż chcemy być tacy sami jak oni. Przecież wtedy możemy uzależnić się od nich, a uzależniając się tracimy swoją niepodległość, naszą duszą zaczyna rządzić ktoś inny, tak jak Polską zaczęli rządzić zaborcy.
           W te piękne święto Odzyskania przez Polskę Niepodległości, poświęcając życie Bogu, walcząc o wiarę i niepodległość módlmy się słowami księdza Skargi: „Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieniowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Ześlij Ducha Świętego na Sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować”

now. Władysław Fink CFCI


„Święta miłości kochanej ojczyzny”

           10 listopada 1918 roku przyjechał do Warszawy z niewoli niemieckiej Józef Piłsudski – polityk, mąż stanu, a w oczach społeczeństwa polskiego symbol starań niepodległościowych przeciwko wszystkim zaborcom. Jego obecność zachęciła mieszkańców byłego Królestwa Polskiego do wyzwolenia się spod okupacji niemieckiej. Akcja rozbrajania Niemców nastąpiła 11 listopada 1918 roku i zbiegła się z czasem zakończenia I wojny światowej. Ten piękny listopadowy dzień poprzedziły jednak 123 lata narodowej niewoli.
           W 1772 roku dokonano z inicjatywy Prus pierwszego rozbioru Polski. Prusy zagarnęły Warmię, województwo pomorskie, malborskie i chełmińskie oraz pas ziem nad Notecią i Gopłem.
           Drugiego rozbioru dokonały Prusy i Rosja w 1793 roku. Był on reakcją na próby wyłamania się Polski spod obcej przemocy, zwiększenia armii i przeprowadzenia reform wewnętrznych. Mocarstwa ościenne nie chciały dopuścić do wzmocnienia państwa polskiego, a ich interwencję ułatwiła niechęć do reform znacznej części magnatów i ich powiązania z dworami tych państw.
           Po nieudanej próbie odzyskania niepodległości, jaką było powstanie kościuszkowskie w 1794 roku, trzy mocarstwa: Austria, Rosja i Prusy dokonały w 1795 roku ostatniego - trzeciego rozbioru.
           Od tej pory ojczyzna stała się utęsknioną Itaką, do której zmierzaliśmy poprzez kolejne powstania, poprzez śmierć wielu najlepszych synów tego pięknego kraju, poprzez ich tułaczkę po obcych morzach i lądach. W tych najtrudniejszych dla tego narodu latach, latach niewoli, która hartowała umysły i serca, naród uczył się miłości do ojczystej ziemi.
Ignacy Krasicki słusznie twierdził:

       „Święta miłości kochanej ojczyzny,
       Czują cię tylko umysły poczciwe!
       Dla ciebie zjadłe smakują trucizny
       Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe;
       Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,
       Gnieździsz w umyśle rozkosze prawdziwe.
       Byle cię można wspomóc, byle wspierać,
       Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać”.

          W tych trudnych latach z dala od ojczyzny kochało się ją jeszcze bardziej i jeszcze bardziej tęskniło. Cyprian Kamil Norwid skarżył się w jednym ze swych wierszy:

         „Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
         Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
         Bo wszystkim służą...
                                 Tęskno mi, Panie...

         Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
         Są – jak odwieczne Chrystusa wyznanie:
          „Bądź pochwalony!”
                                 Tęskno mi, Panie...

           Fizyczna tęsknota za ojczyzną, której nie było na mapie, ale która była w sercu Polaków zagrzewała do boju, wzniecała kolejne powstania, a ci, którzy musieli ją potem opuszczać, nasłuchiwali głosu, który by ich do niej przywołał. W imieniu wszystkich osieroconych słuchał, będąc na Krymie, tego głosu Adam Mickiewicz:

         „W takiej ciszy! – tak ucho natężam ciekawie,
          Że słyszałbym głos z Litwy. – Jedźmy, nikt nie woła.”

           A w taki oto sposób o tęsknocie do rodzinnej ziemi pisał Juliusz Słowacki w jednym z listów do ukochanej matki:

Paryż, d. 24 stycznia 1832 r.

        „Kochana Mamo! Odebrałem drugi wasz list zaraz po oddaniu na pocztę mego poprzedniego do was listu; nie możecie sobie wystawić, ile mię każdy z waszych listów uszczęśliwia – tego tylko nie mogę darować, że mi do Paryża na jednej ćwiartce piszecie. Ja bym chciał wiedzieć o wszystkim. Wasz kraj tak mi się pięknym wydaje, kiedy nie mam prawie nadziei widzieć go, kiedy – o powrocie ani myśleć.”

           Ten sam poeta jednak wpisując się do pamiętnika Zosi Bobrówny obiecał jej, a także wszystkim wygnanym, że kiedyś do ojczyzny wróci.

        „Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi
         Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci...”

           Nie rozpieszczała nas historia przez te wszystkie lata, ale w końcu i dla nas nadszedł czas powrotu do Itaki, której, podobnie jak Odys, poszukiwaliśmy. Wędrowanie nasze było długie, pełne doświadczeń. Żadni Lajstrygoni ani Cyklopi, ani Posejdon nie zatrzymali nas w drodze ku wolności, która przyszła do nas 11 listopada 1918 roku. Wtedy wreszcie zachwycić się mogliśmy w pełni urodą tej ziemi:

        „U nas dość głowę podnieść, ileż to widoków!
         Ileż scen i obrazów z samej gry obłoków!
         Bo każda chmura inna: na przykład jesienna
         Pełźnie jak żółw leniwa, ulewą brzemienna, (...)
         Chmura z gradem jak balon, szybko z wiatrem leci,
         Krągła, ciemnobłękitna, w środku żółto świeci (...)
         Patrzcie Państwo, te białe chmurki, jak odmienne!
         Zrazu jak stada gęsi lub łabędzi,
         A z tyłu wiatr jak sokół do kupy je pędzi;
         Ściskają się, grubieją, rosną, nowe dziwy!
         Dostają krzywych karków, rozpuszcza jągrzywy,
         Wysuwają nóg rzędy i po niebios sklepie
         Przelatują jak tabun rumaków po stepie...”

          To właśnie dla piękna tej ojczystej przyrody całe pokolenia o nią walczyły.

Wiesława Szubarga


Fundacja Dom na Skale i Siostry Uczennice Krzyża
zapraszają na zabawę andrzejkową.
Czas - sobota 2 grudnia, godz.19.00-24.00. Opiekun muzyczny - tradycyjnie Pan Jacek Rogalka
Lokal - stołówka gościnnej Szkoły nr1, ul. Szkolna 1
Menu - uczestnicy przygotowują własny „koszyczek gastronomiczny”,
a organizatorzy zapewniają gorące napoje i możliwość podgrzania np. kiełbasek.
Bilety, w cenie 50zł od pary można nabywać u Sióstr, ul. Szkolna 2, tel. 061-813-72-57
Zapraszamy do wspólnej zabawy!


Tajemnice Światła

3. Głoszenie Królestwa Bożego- wzywanie do nawrócenia.
Jak usłyszeć Boży głos, skoro Bóg używa ludzkich słów, przykładów z życia wziętych, skoro uczy rzeczy tak prostych jak miłość ? Na drogach naszego życia wypatrujemy, czy nie przechodzisz właśnie obok nas i wołamy ,,Ulituj się nad nami, Jezusie, Synu Dawida ‘’.,, Bądźcie dobrej myśli –powiadają – Nauczyciel woła was ‘’. Jezus z Nazaretu doprowadza plan Boży do spełnienia. Otrzymawszy na chrzcie Ducha Świętego, ujawnia swe powołanie mesjańskie; chodzi po Galilei i głosi Ewangelię Bożą, mówiąc,, Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię ‘’( Mk 1,14-15;Mt 4,17). Głoszenie i ustanowienie Królestwa Bożego są przedmiotem Jego misji:,, Na to zostałem posłany ‘’ (Łk4,43). Więcej jeszcze : sam Jezus jest,, Dobrą Nowiną ‘’, jak stwierdza już na początku posłannictwa w synagodze swojego miasta, zastosowując do siebie słowa Izajasza o Namaszczonym, posłanym przez Ducha Pańskiego(Łk 4,14 –21). Skoro Chrystus jest,, Dobrą Nowiną ‘’, zachodzi w Nim tożsamość pomiędzy posłaniem i posłanym, pomiędzy tym co mówi, co czyni i kim jest. Jego moc, tajemnica skuteczności Jego działania, leży w całkowitym utożsamieniu ze zwiastowanym przez Niego orędziem: głosi On,, Dobrą Nowinę ‘’ nie tylko przez to, co mówi albo czyni, ale przez to, kim jest. Posługa Jezusa opisana jest w kontekście podróży po Jego ziemi, koncentruje się na Izraelu, tym niemniej Jezus przynosi element nowy o zasadniczym znaczeniu. Królestwo Boże jest bliskie, jego przyjście jest przedmiotem modlitwy, wiara dostrzega już jego działanie w znakach, takich jak cuda, egzorcyzmy, wybór Dwunastu, głoszenie Dobrej Nowiny ubogim. W spotkaniach Jezusa z poganami wyraźnie widać, że dostęp do Królestwa otrzymuje się za pośrednictwem wiary i nawrócenia, a nie przez samą przynależność etniczną. Królestwo Jezusa jest zapoczątkowaniem Królestwa Bożego. Jezus sam objawia, kto jest tym Bogiem, którego nazywa poufale,, ABBA ‘’, Ojcem. Bóg, objawiony przede wszystkim w przypowieściach, wrażliwy jest na potrzeby i cierpienia każdego człowieka. Jest Ojcem pełnym miłości i współczucia, który przebacza i darmo udziela łask, o jakie się Go prosi. Święty Jan mówi nam, że Bóg „jest miłością” (1 J 4,8- 16). Każdy człowiek jest zatem wezwany, by ,,nawrócić się i uwierzyć‘’ w miłosierną miłość Boga względem Niego. Królestwo wzrastać będzie w miarę, jak każdy człowiek nauczy się zwracać do Boga w zażyłości modlitwy, jako do Ojca i starać się będzie pełnić Jego wolę. Chrystus nie tylko głosił Królestwo, ale w Nim samo Królestwo uobecniło się i wypełniło. I to nie tylko przez Jego słowa i Jego dzieła.,, Przede wszystkim Królestwo ujawnia się w samej osobie Chrystusa, Syna Bożego i Syna Człowieczego, który przyszedł, aby służyć i oddać duszę swoją na okup za wielu‘’ (Mk10,45). Królestwo Boże nie jest koncepcją, doktryną, programem, które można dowolnie opracowywać, ale jest przede wszystkim osobą, która ma oblicze i imię Jezusa z Nazaretu, będącego obrazem Boga niewidzialnego. Jeśli odrywa się Królestwo od Jezusa, nie ma już Królestwa Bożego przez Niego objawionego i dochodzi do wypaczenia zarówno sensu Królestwa, któremu zagraża przekształcenie się w cel czysto ludzki czy ideolo0giczny, jak i tożsamości Chrystusa, który nie jawi się już jako Pan, któremu wszystko ma być poddane (1 Kor.15,27). Tak samo nie można odłączać Królestwa od Kościoła.

Stanisaw Lemke


Minęło już 100 lat

W tym roku przypada 100-lecie istnienia apteki w Mosinie przy Placu 20 Października 3. Oto wspomnienia, które nadesłała nam pani Anna Jastrz.ąbowska. W tym miejscu już od 1890 roku aptekę prowadził Niemiec Otto Marggraff. W sierpniu 1906 aptekę wykupił Polak Edmund Joachim Ewert za 123 tys. marek. Nowy właściciel-aptekarz - syn nauczyciela Augusta Ewerta i jego małżonki Józefy Krzemieniewskiej, usunął z regałów popiersie cesarza Wilhelma oraz zmienił szyld z „Schwarze Adler Apotheke” na „Apteka pod Orłem”. Pod tą nazwą apteka pozostała aż do upaństwowienia w 1951 roku.
W tym czasie w Mosinie pracowało dwóch lekarzy niemieckich. Dr Stortz był lekarzem ubezpieczalni, natomiast dr Arlt miał własne sanatorium „Obrabad” vis a vis apteki i domu z wieżyczkami po drugiej stronie kanału. Nie podobała mu się polska apteka, wprost bojkotował ją sprowadzając leki i opatrunki z Berlina. W konsekwencji zmusiło to właściciela Ewerta do sprzedania apteki.
Najstarsza córka p. Ewertów- Aleksandra, urodziła się w Mosinie i była ściśle związana z farmacją. Profesor Aleksandra Smoczkiewiczowa, wykładowca na Akademii Medycznej, później Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, była wraz z bratem Ewertem Krzemieniewskim (lekarzem z Gorzowa) była kilkakrotnym gościem w aptece. Dzięki ich życzliwości uzyskałam życiorys własnoręcznie napisany przez Ojca, jego zdjęcia i apteki z okresu pracy w Mosinie. Edmund Ewert napisał w życiorysie: ”Wojewoda poznański udzielił mej żonie i 7 dzieciom zezwolenia na używanie obok nazwiska Ewert nazwiska Krzemieniewski(nazwisko rodowe mojej matki), które przyjąłem dla podkreślenia polskiego pochodzenia”.
Następnym właścicielem apteki został zwany najstarszym mieszkańcem Mosiny Zacheusz Ritter.

Wspomnienia zebrała mgr Anna Jastrząbowska


Siedem Sakramentów Świętych
CHRZEST

W porządku katechizmowym występuje jako pierwszy. W życiu też jest sakramentem inicjacji chrześcijańskiej. jest bramą do otrzymania wszystkich innych Sakramentów i darów przez posługę Kościoła. W naszej świątyni są dwa terminy udzielania tegoż sakramentu: I i III sobota miesiąca – w czasie wieczornej Mszy św. Rodziców i chrzestnych przywołujemy do domu katolickiego dzień wcześniej.
W piątek – w przeddzień chrztu mogą oboje rodzice przystąpić do sakramentu pokuty i po mszy wieczornej – pouczenie duszpasterskie. Zespół ludzi przygotowany do tego wyjaśnia teologię i liturgię tegoż Sakramentu. Wskazania – kto trzyma dziecko, przypomnienie, że czepek dziecka ma być luźno zawiązany na kokardkę, by w zdenerwowaniu nie zacisnąć sznurków, i że główkę zwykle trzymamy na prawej ręce matki, czy ojca chrzestnego, że biała szata, którą nakładamy na dziecko winna być wyszyta z imieniem i datą chrztu, że ojciec chrzestny zapala świecę od Paschału – symbolu Chrystusa Zmartwychwstałego, że na koniec obrzędów wszyscy winni się podpisać w Księdze ochrzczonych oraz, że w czasie kolacji nie powinno się spożywać napojów rozpoczynających się na literę “a” - np. alkohol!!! To tyle ze strony Kościoła i bezpośrednio zaangażowanych w chrzest. A co ze strony Ludu Bożego? Przyjęcie nowego członka do społeczności wierzących – to bardzo doniosły moment. W pierwszych wiekach – w Niedzielę Przewodnią – zwaną Biała – katechumeni po rocznym przygotowaniu wchodzili uroczyście do kościoła w białych szatach, a lud robił im miejsce i otaczał modlitwą.
U nas często trwa walka o miejsce przy chrzcielnicy. Może i trudno zwykłemu “Kowalskiemu” pamiętać, że to jest I lub III sobota miesiąca... i trudno też na prośbę zakrystianina – kościelnego przenieść się tuż przed Mszą św. na inne miejsce. Dlatego z I-szą sobotą listopada stawiać będziemy tablicę informacyjną: “dziś chrzty - nie zajmować miejsc wokół chrzcielnicy”. Zacni parafianie – czytelnicy – bardzo proszę w te dwie soboty zróbcie miejsce kandydatom do chrztu, ich rodzicom, chrzestnym – a może babciom i dziadkom – to ich rodzinne święto! Zgoda! Amen. Niech się tak stanie.

Ks. Edward Majka - proboszcz


16 października 1978! - 16 października 2006…

          O PANIE, TO TY NA MNIE SPOJRZAŁEŚ,
          TWOJE USTA DZIŚ WYRZEKŁY ME IMIĘ.
          SWOJĄ BARKĘ POZOSTAWIAM NA BRZEGU,
          RAZEM Z TOBĄ NOWY ZACZNĘ DZIŚ ŁÓW.

Myślę, że wynik konklawe w dniu 16 października 1978 roku był zaskoczeniem nie tylko dla mnie! Bóg, który kieruje wydarzeniami, jakie dzieją się w wymiarze zewnętrznym, jest jednak równocześnie Panem serc – i wspiera je od wewnątrz, aby mogły sprostać wydarzeniom, które od zewnątrz, po ludzku, zaskakują nas i przerastają. Na tym polega tajemnica każdego właściwie powołania. (…) Wszystko, co mogłem wówczas pomyśleć, wyraziło się właściwie w odpowiedzi jaką dałem na pytanie (…) „Czy przyjmujesz?”, odpowiedziałem: „W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa, mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła- świadom wielkich trudności – przyjmuję”.*
Trudne zadanie stanęło wtedy przed Karolem Wojtyłą.
Radosne przez następnych 26 lat wymyślanie sposobów obchodzenia rocznicy wyboru na Papieża.
Trudne od ubiegłego roku...
Kilkanaście dni temu znów stanęliśmy przed dylematem, jak uczcić tę datę godnie, z taktem, wyczuciem, powagą. Jak? Gdzie?
Były koncerty. Spektakle. Wystawy. Marsze. Msze i nabożeństwa w intencji. Akademie. Występy. Domowa modlitwa.
Każdy z nas przeżył ten dzień, jak uważał za stosowne. W tłumie koncertowym, teatralnym, kościelnym. W domowym zaciszu z różańcem w dłoni.
Ocieraliśmy łzy publiczne i prywatne.
Gdziekolwiek – On znów nas połączył!
Warszawski aktor, wybitny reżyser operowy i teatralny - Ryszard Peryt, po raz drugi (po „Damie kameliowej” Aleksandra Dumasa) podjął się współpracy z poznańskim Teatrem Nowym. W tym, jak dla mnie, najbardziej nastrojowym i pięknym miejscu Poznania przedstawił monodram na Dzień Papieski: Karol Wojtyła „…o Bogu ukrytym”. Scenariusz powstał na podstawie poezji Jana Pawła II. Choć i niektóre wiersze pochodziły jeszcze z czasów „Wujka”.
Kto choć raz sięgnął po rękopisy Karola Wojtyły wie, że odznaczają się one kunsztem pisarskim, ogromną mądrością, ale i głęboką filozofią. Wymagają skupienia, zagłębienia się w treść wszystkimi zmysłami.
Data, atmosfera Sceny Nowej, idealne oświetlenie, zwykły drewniany stół i krzesło, szata i buty papieskie, umiejętności aktorskie Ryszarda Peryta sprawiły chyba, że tego dnia poezja Jana Pawła II zabrzmiała tak prosto, zrozumiale, uroczyście.
60 minut minęło tak szybko… Szybko, jak czas pontyfikatu Jana Pawła II… Szybko, jak życie Karola Wojtyły... Szybko, jak gaszony płomień zwykłej, białej świecy wśród dźwięku tego ukochanego głosu śpiewającego „Pater noster”… Szybko, jak to krótkie słowo „Amen”…
Cóż powiedzieć? Wszystko, co bym mógł powiedzieć, będzie blade w stosunku do tego, co czuje w tej chwili moje serce. A także w stosunku do tego, co czują wasze serca. Więc oszczędźmy słów. Niech pozostanie tylko wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samo modlitwą. (…)
Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!*

Kropka
(*Jan Paweł II „Autobiografia”)


Sprawy małego Chrześcijanina
PDMD- PDMD – PDMD- PDMD- PDMD- PDMD- PDMD- PDMD

W WIGWANIE
BŁOGOSŁAWIONEJ KATERI,
Indianki z plemienia Mohawków
Misjonarze Różańca o AMERYCE ciąg dalszy…
(czczona szczególnie w USA i Kanadzie)
Kateri urodziła się niedaleko miasta Auriesville w stanie New York w roku 1656 jako córka wojownika plemienia Mohawk.
Miała cztery lata, kiedy jej matka zmarła na ospę. Choroba również zaatakowała Kateri i przekształciła jej twarz. Była zaadoptowana przez dwie ciotki i wujka. Kateri została nawrócona jako nastolatka i ochrzczona w wieku dwudziestu lat przez prowadzących wtedy misje jezuitów, narażając się na wielką wrogość jej plemienia. Pomimo iż miała znieść wiele dla swej wiary, pozostała niewzruszona w jej wyznawaniu.
Kateri przeniosła się do nowej chrześcijańskiej kolonii Indian w Kanadzie. Tam swoje życie poświęciła modlitwie, praktykom pokutnym i opiece chorych i starszych. Każdego rana, nawet w najostrzejszą zimę, Kateri stała przed drzwiami kaplicy dopóki nie zostały otworzone wcześnie rano i zostawała tam aż do zakończenia ostatniej Mszy św. Była czcicielką Eucharystii i Jezusa Ukrzyżowanego. Zmarła 7 kwietnia 1680 r. mając 24 lata.
Kateri Tekakwitha znana jest jako LILIA MOHAWKÓW

Została beatyfikowana w 1980 r. przez Jana Pawła II. Jest ona pierwszą Indianką, która została ogłoszona błogosławioną.



W roku 2006/2007 zdobywać będziemy następujące sprawności:
MĘDRZEC – układam własną modlitwę za misjonarzy
ŁOWCA – zachęcam innych do ofiarności
ANIOŁ DOBROCI – napiszę list do misjonarza
TROPICIEL – dowiem się, gdzie pracują misjonarze z mojej poznańskiej archidiecezji

Zapraszamy do odwiedzenia naszego blogu: www.misjonarze-mosina.blog.onet.pl


Między ziemią a niebem

„... Nie ten umiera, co właśnie umiera,
Lecz ten, co żyjąc w martwej kroczy chwale
Więc ci, co polegli poszli w bohatery
Ci co przeżyli - muszą walczyć dalej.”

Napis takiej właśnie treści, widnieje na pomniku ks. Jerzego Popiełuszki, który w listopadzie ubiegłego roku stanął w Poznaniu, przy kościele pw. Matki Boskiej Bolesnej. Inicjatorem jego powstania jest NSZZ „Solidarność” Region Wielkopolski, a jego autorem - artysta rzeźbiarz Wiesław Koronowski - obecnie kierownik katedry rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, od 6-ciu lat mieszkaniec Mosiny. O pomniku, idei męczeństwa i do czego nas zobowiązuje, z Wiesławem Koronowskim rozmawiała Joanna Nowaczyk.
Motto, które przytoczyłam na wstępie, pochodzi z pieśni Jacka Kaczmarskiego „Somosierra”. Dlaczego tę właśnie twórczość i ten fragment, wybrałeś jako przesłanie pomnika?

Fundatorem pomnika jest „Solidarność”. Ksiądz Popiełuszko był jej kapelanem, a Jacek Kaczmarski - jej bardem. Poza tym, w wierszu „Somosierra” pojawia się idea śmierci męczeńskiej…
Ponieśli ją polscy szwoleżerowie pod Somossierą, z nadzieją na niepodległość Ojczyzny. Podobnie ks. Popiełuszko?
Tu nawet wątek szwoleżerów nie był tak istotny, jak to, że ci, którzy polegli w chwale, już wygrali, osiągnęli pewien cel. Śmierć ks. Jerzego też była chyba takim celem – może nie drogą do świętości, ale do tego, by stać się symbolem, który w rezultacie pomógł wielu ludziom w ich walce. Dlatego ci, którzy pozostali, mają pewne obowiązki – „walczyć” dalej. Obawiam się, że wiele osób powinno to motto sobie czytać i to często.
Wiesław Koronowski, rocznik 1965 - jesteśmy z tego samego pokolenia. Kiedy w roku 1984 zamordowany został ks. Jerzy, wkraczaliśmy w dorosłe życie. Czy Twoje wspomnienie tamtych tragicznych zdarzeń, miało wpływ na realizację pomnika?
Na pewno tak. W tym dniu, gdy zginął, raz w życiu byłem lektorem. Uczyłem się wtedy w Bydgoszczy, a chodziłem do kościoła Klarysek. Poszedłem tam wtedy w czasie szkolnej przerwy. Jedna z sióstr zapytała, czy byłem kiedyś ministrantem, bo nie mają lektorów. To było w dniu, gdy ks. Popiełuszko był w Bydgoszczy, w dzień swojej śmierci. Mało tego, też był w tym kościele, w tym właśnie dniu. Ta zbieżność jest dla mnie znacząca - nie widziałem go, nie zetknęliśmy się. On był rano, ja po południu, ale w tym samym kościele, w którym ja raz w życiu byłem lektorem. Wiedziałem wówczas, że on jest, kto to jest, wiedziałem wszystko. Jego śmierć bardzo mnie przejęła, mocno ją przeżyłem i jest elementem wspomnień wciąż jeszcze żywych.
Postać ks. Popiełuszki na pomniku nieco intryguje. Na pierwszy rzut oka, jej poza wydaje się trochę dziwna. Podobno ktoś nawet zapytał, czy ten człowiek był powieszony…
W pierwszej chwili, może się tak wydawać. Gdzieś spotkałem się też z opinią, że to „taneczny Popiełuszko”. Ja tego tak nie czuję. Ta dziwna poza ma zachęcać, by dokładnie zobaczyć, co tu jest grane. Bo gdy obejdzie się pomnik, dopiero widać, że ks. Popiełuszko nie stoi, bo tak stać by nie mógł - na tylnej części palców, co w rzeczywistości nie jest możliwe. On jest w pół śnie, w pół życiu, w połowie drogi gdzieś tam - między ziemią, a niebem: już wie, że jest lepiej - jeżeli jest mu lepiej - taka jest idea. Jak jest naprawdę, tego nie wiem do końca, sprawdzimy to później...
Cóż, wszyscy to kiedyś sprawdzimy. A wracając do samego pomnika, idea męczeństwa nie jest w nim zbyt wyrazista...
Taki był mój zamysł - martyrologia nie miała być nachalna. Owszem, były koncepcje, że może bardziej uwidocznić śmierć, męczeństwo. Można było wybrać pozę, gest i taką sytuację, która jednoznacznie określa wszystko. Jednak, choć ks. Jerzy jest bardzo cierpiący, to on już gdzieś zmierza, unoszony w górę przez swoją ideę. Tak samo gest dłoni: jedna zaciśnięta, co sugeruje walkę, a druga - zupełnie otwarta, poddana, ale zwycięska. Kiedy zmarł umęczony, jego śmierć dała owoc: przyniosła zwycięstwo, ale przez mękę. Nie ten umiera, kto właśnie umiera, lecz kto żyjąc martwy kroczy w chwale - dla mnie, ks. Popiełuszko choć umarł, wciąż żyje, bo odniósł zwycięstwo.
Jaki był odbiór tego pomnika? Czy dotarły do Ciebie jakieś głosy?
Arcybiskup Stanisław Gądecki, który przewodził uroczystości odsłonięcia, zapytał ponoć fundatorów - „Skąd mieliście takiego fachowca?”. Wydaje mi się jednak, że do autora nigdy nie dochodzą złe opinie, bo jak ktoś chce mówić, to mówi dobrze. Tak więc, na pewno są złe opinie...
Nie sądzę, jesteś zbyt skromnym artystą. Widziałam ten pomnik i jestem pełna uznania. Zresztą, jego realizacja miała miejsce w wyniku konkursu. O ile wiem, Twój projekt wybrano spośród pięciu zgłoszonych. Poza tym, nie jest to jedyny pomnik Twojego autorstwa?
Rzeczywiście, jest jeszcze pomnik Karola Marcinkowskiego z początku 2005 r., patrona poznańskiego „Marcinka”, stojący na dziedzińcu tej szkoły. Wcześniejszą, poznańską realizacją, była kopia pierwszego pomnika Adama Mickiewicza w Poznaniu, na dziedzińcu siedziby TPN przy ul. Mielżyńskiego, współautorstwa prof. Józefa Petruka.
Pomnik to chyba ważny element miejskiej architektury?
Moim zdaniem tak. Kiedy toczyła się dyskusja wokół pomnika ks. Popiełuszki, zastanawiano się, czy warto robić pomniki, czy nie lepiej ufundować np. stypendium. „Solidarność” odpowiedziała jednoznacznie - pomnik trwa wieki. Pomnik jest elementem trwałym miasta, który będzie wciąż przenosił swoją ideę i ta idea nie zniknie, a poza tym szalenie ubarwia miejską architekturę.
Jakie są dalsze „pomnikowe” plany?
Wszystko wskazuje na to, że pomnik Bolesława Śmiałego w Pobiedziskach, monumentalny, 6-metrowy. W tej chwili, jestem też w trakcie podpisywania umowy na pomnik Jana Pawła II w Kościanie.
Dotychczas znałam Ciebie jako autora małej formy rzeźbiarskiej. Dla laika w tej dziedzinie, różnica między małą formą a pomnikiem, wydaje się kolosalna. Jak artysta radzi sobie z wypełnianiem rzeźbą tak różnej przestrzeni?

Niektórzy czują się lepiej w małej formie, ja - nie. Duże „rzeczy” tak samo mi odpowiadają. Jednak mała forma, ma pewne atuty. Od strony praktycznej, to mniejsze nakłady i większe możliwości wykonania rzeźby we własnym zakresie. Poza tym, mała forma operuje pewnym poetyckim „skrótem”. Jej narracja jest nieco inna, niż w formie dużej.
Jesteś autorem wielu wystaw. Trzy z nich, mogliśmy obejrzeć w Galerii Miejskiej w Mosinie, z którą wystawiałeś również w SeŹelze. Twoje prace podziwiano nawet w Bayrfrut Galerie SafaŹran, podczas największego na świecie festiwalu muzyki operoŹwej. To duże osiągnięcia artystyczne, których gratuluję. Życzę też dalszych sukcesów, a Czytelników zachęcam, by przy okazji wizyty w pobliskim Poznaniu, obejrzeli pomniki autorstwa Wiesława Koronowskiego - mieszkańca naszego miasta.

Dziękuje za rozmowę.